środa, 23 kwietnia 2014

Zdobycie Modlina w lany poniedziałek bez lania - część 1

Modlin, 21 kwietnia 2014

Lany poniedziałek zapowiadał się faktycznie na lany dla patrzącego przez okno. W planie wycieczka do Modlina, zareklamowana przez Przemka w taki sposób, że nie sposób nie pójść. Poniżej zajawka, że nie była to ściema, bo któż by nie chciał spojrzeć na zamek Horeszków z "Pana Tadeusza" Wajdy, choć przez chwilkę?
 
Zatem do plecaka trafia płaszcz przeciwdeszczowy i parasolka, których juz nie wyjmę. Tak jak słońce przygrzewa i oświetla glistnik jaskółcze ziele (Chelidonium majus L.) tak i mnie. Zatem ściągnę łupinka po łupince wszystko, aż do momentu, gdy to nie wypada dalej, chociaż chętnie by sie człek pozbył.

Zanim to ukaże się moim oczom, jadę samochodem do Modlina i zastanawiam się kto z tych, co ich zwykle wypatruję będzie. Wcześniej już wiem, że na pewno nie będzie Marzeny, Kuby i Kasi. Potem okazuje się, że nie ma Ani, Basi oraz tych co się chyba zapadły pod ziemię: Oli i Marty. Za to z tłumu na dworcu PKP w Modlinie wyłaniają się Edyta, Zdzisio, Monika, Zbyszek, Ela, Krzysztof, Agnieszka i Maciek co był w twierdzy 20 lat temu i parę innych znanych i miłych twarzy. Do tego dochodzą nowe osoby np. chłopiec z książką. Spostrzegawczy go znajdą. Każdą chwilę wykorzystywał na czytanie. Też kiedyś takim molem książkowym byłam. Najlepsze wakacje to były wtedy, gdy padał deszcz i można było czytać stosy książek, które z Krakowa taszczyliśmy PKS-em do babci w Brzostku czy nad morze.
Barwinek
Wjeżdżam  w brukowaną wielokolorowym kamieniem polnym uliczkę przed budynkiem Dworca PKP Modlin, który bardziej wygląda jak dworek staropolski niż dworzec. Czekając na grupę obchodzę dookoła budynek dworca, oddanego ponownie do użytku w 2011r. Budynek z pierwszej dekady XIX wieku został całkowicie odnowiony, może trochę nazbyt. Otwieram duże drewniane drzwi od strony torów, o których zamykanie się uprasza i moim oczom ukazuje się coś, co wywołuje miłe uczucie cofnięcia się w czasie. Zamiast szklano-stalowej nowoczesności, drewniana boazeria i zielone kaflowe piece. A na drewnianej ławeczce siedzi zaspana dziewczyna. Bo to zaczarowana stacyjka. Dlaczego? Bo nade mną znajduje się hostel B&B o tej przyjemnej nazwie - Zaczarowana Stacyjka. Siadam na drugiej ławce i wspominam drewniane ławki dworcowe, na których się spało za młodu jadąc w góry. Później odnajduję w ogólnopolskiej bazie kolejowej fotografie dworca i te z przeszłości, i te z teraźniejszości - w galerii.

Z pociągu wysypuje się grupa ludzi, która łączy się z pokaźną grupą czekającą na Zaczarowanej Stacyjce (tak już dla mnie będzie się nazywał dworzec PKP w Modlinie). Ruszamy w kierunku twierdzy. Przechodząc pod wiaduktem zauważam poszarpaną płachtę reklamy już niedziałającej restauracji Brama Ostrołęcka, gdzie w wystroju koszarowym, można było popróbować rosyjsko - żołniersko - polskiej kuchni. 

I tak serwowano na początek żołnierską pajdę chleba ze smalcem i ogórkiem, potem pielmieni (pycha, w Rydze jest takie miejsce, gdzie pierwszy raz je jadłam w wielkim wyborze nadzienia i tanio jak barszcz), zupa na winie czyli w stylu co się nawinie - soljanka- kwaśna bardzo mięsna, na wierzchu sobie pływały oliwki i plaster cytryny w kleksie śmietany, potem szły sałatki od sałatki szeregowego, poprzez sierżancką, kończąc na generalskiej itd. mniam... Tu w wyobraźni zaczyna się zarysowywać kuchnia polowa, taka na kółkach. To dopiero była zdobycz wojenna - odbić Rosjanom kuchnię! Tu można sobie oglądnąć taką kuchnię dla kawalerii. Oprócz podstawowego wyposażenia czyli kotła mamy czerpak dziurkowany, sitko do herbaty, kopystkę drewnianą....
Wracając do restauracji - szkoda. Był klimat.

I właśnie dochodzimy do owej Bramy Ostrołęckiej z 1836 roku z okresu rosyjskiego, co nazwę wedle jednej z wersji wzięła od traktu wiodącego wzdłuż Narwi do Ostrołęki. A może na pamiątkę bitwy zwycięskiej dla Rosjan pod Ostrołęką w 1831 w czasie powstania listopadowego? Brama miała przed II wojną światową jedną przelotnię, później wybito drugą, która teraz straszy ciemnoszarą blachą. Wokół przelotni było 10 strzelnic artyleryjskich. Do bramy prowadzi most nad fosą. Stromo i niebezpiecznie z zielonej trawki można wpaść w czeluść. Właśnie przestrzega nas przed tymi i innymi niebezpieczeństwami Przemek.
 
Zwyczajowo skrótem dochodzimy do ulicy Chłodnej, po drodze mijając lodownię, w której przechowywano lód z Narwi. 

 Zimozielony barwinek  (Vinca L.) jak zwykle wybrał sobie zacienione miejsce i porósł je dosłownie w całości, szkoda tylko, że nie zakrył muszli, której biel i co zaskakujące czystość, nieźle daje po oczach.

Wychodzimy na ulicę w miejscu, gdzie znajduje się tzw. Brama Kolejowa dawniej zwaną Bramą gen. Szylinga, który w latach 30-tych wydal polecenie wykonania przekopu w wale, w celu poprowadzeniu tędy kolejki wąskotorowej. Z jednej strony ulicy i drugiej, widoczne fragmenty muru i wału. 

Tu stała sobie jeszcze w latach 80-tych budka wartownicza i jedynie za okazaniem przepustki spuszczano łańcuch i żołnierz czy ktoś z jego rodziny otrzymywał wstęp do twierdzy. Przecinamy wał obwodu zewnętrznego i podążamy do Bramy Ostrołęckiej z jej drugiej strony, której klasycystyczny front ozdabiają 3 półkoliste okna. 

Główna przelotnia znajduje się między 4 pilastrami (niby słupy). Pilastry łączy belkowanie z tryglifami czyli takimi prostokącikami z 2 żłobieniami, które dzielą prostokąt na 3 pola (stąd nazwa). 

Pod każdym tryglifem znajduje się regula (listewka) z sześcioma guttae (łezkami), niektórych jak widać brakuje. Między tryglifami są metopy, w owym belkowaniu świecące pustkami. Nad tym wszystkim gzyms.
Idą w kierunku twierdzy po lewej ścianka strzelnicza. Tu jak się zacznie sezon czekają kajaki na chętnych. 
Dalej po prawej na murze Pomnik Marynarki Wojennej upamiętniający pierwszy port polskiej marynarki wojennej.

Ciekawym obiektem jest stacja gołębi pocztowych zwana gołębnikiem, który niegdyś służył żołnierzom do przesyłania meldunków gołębiową drogą powietrzną. Budynek z XIX wieku, 3-kondygnacyjny, na planie prostokąta do niedawna niszczał. Został zakupiony w 2013, a nowy prywatny właściciel rozpoczął jego remont.
Zatrzymujemy się przy wchodzącej w skład koszar Wieży Białej, na biało właśnie otynkowanej. Pochodzi z okresu rosyjskiego z lat 1832-1844 wznosi się 45 m nad lustrem wody, a od Wieży Czerwonej dzieli ją 950 m.

Wzdłuż Narwi ciągną się zabudowania koszar, najdłuższego budynku w Europie, bo tworzącego pętlę 2250m. Widoczne prace budowlane. Nowy właściciel Grupa KONKRET SA z Poznania działa.


Po drugiej stronie Narwi ruiny połowy spichlerza Jana Jakuba Gaya, polskiego architekta z okolic Sochaczewa, wykształconego za granicą. Spichlerz powstał na rozkaz Mikołaja I po stłumieniu powstania listopadowego. Na nas robi wrażenie, lecz i wtedy zrobił, bo architekt otrzymał brylantowy pierścień w dowód uznania. 
 
Od strony Narwi można podziwiać 2 pozostałe z 3 zakończone łukami bramy spichlerza. Podobno prosto z rzeki prowadzą doń stalowe schody. 

Wchodząc na taras widokowy mieszczącego się na kojcu Mieciszewskiego, nieustannie podziwiamy monumentalny spichlerz. Kojec artyleryjski in. kaponiera, na której stoimy, nosi nazwę od nazwiska polskiego majora, inżyniera jednego z kierujących pracami nad budową fortecy, które ruszyły w 1807 roku według projektu francuskiego generała Francis Chasseloup-Laubat. Kaponiera stanęła później.

Tu spotyka się Narew z Wisłą. Spichlerz leży na cyplu, ostro zakończonym. Kiedyś to była wyspa, a w związku z pracami ziemnymi pod budowę spichlerza, połączona z lądem przed 1832r. Są plany rewitalizacji spichlerza tu.
Kolejna atrakcja w kształcie litery J i na dodatek z kominem to działobitnia, gdzie niegdyś podpływały barki ze zbożem. Towary za pomocą elewatora transportowano do twierdzy. Elewator zagrał główny plan w C.K. Dezerterzy. Tak wyglądał w 1884 roku tu. To, że elewator nie popadł w totalną ruinę zawdzięcza fundacji Park Militarny Twierdza Modlin.

Wiosna, słońce, ciepło, nie ma komarów. Pod baldachimem kwitnących drzew zmierzamy do stalowych schodów, które zawiodą nas na szczyt skarpy.
 Wspinamy się w stronę niebka.
Z obawą myślę o bliskim celu. Blokowisko kojarzy mi sie z chłystkami biegającymi z wiadrami wody. Ja niegdyś mniej mądra, zrzucałam z balkonu balony z wodą. A skoro grzeczna dziewczynka miała takie pomysły... Nie powtarzać, bo można zrobić komuś krzywdę - mówi nieco mądrzejsza. 
Białe bloki ze śladami kul z lat. 30 XX w. Nazywane też blokami Piłsudskiego, z przeznaczeniem dla kadry podoficerskiej. I nikogo, kto by ten tłum oblał. Niech by spróbował :) tym razem w ilości jest siła.
Poniżej wybudowane w latach 1899 - 1901 tzw. "Bloki carskie",  mieszkania dla rosyjskich żołnierzy. Ceglane, jednopiętrowe, bez piwnic, z komórkami na opał (między blokami). Klatki schodowe odznaczają się dekoracyjnymi szczytami.
Podążamy ścieżką na wzgórze do U-kształtnej działobitni Dehna, jakżeby inaczej nazwanej na cześć generała Iwana Dehna, głównego inżyniera rozbudowywanej twierdzy. Działobitnię otacza sucha fosa z murowaną przeciwskarpą.
Działobitnia jest w rękach prywatnych i nie popada w ruinę. A tu wyraźnie widać U.
Chociaż wybudowali ją Rosjanie jako Michajłowskie Worota, dzisiaj brama nosi nazwę ks. Józefa Poniatowskiego, ot co! Stanowi ona kopię Bramy Konstantynowskiej z Cytadeli Warszawskiej. Klasycyzm. Ta też miała swój udział w C.K. Dezerterzy.
Za chwilę wejdziemy do cytadeli. Pani przewodnik ma nam dużo do powiedzenia i prędko ze środka nie wyjdziemy.
Aby było wiadomo,  że tyle ilu weszło, tylu wyjdzie, w dwuszeregu zbiórka i odliczamy. No i padł rekord tego sezonu wycieczkowego fundacji Ja Wisła (nie licząc Sylwestra z pochodniami). Jest nas 60 sztuk plus Przemek + miś. A o misiu innym razem.

Do koszar wchodzimy dzięki uprzejmości nowego właściciela Twierdzy Modlin, Grupy KONKRET SA z Poznania.

Ciąg dalszy być może nastąpi

Przydatne linki:
Organizator wycieczki do Modlina - Ja Wisła
Przewodnik historyczny "Twierdza Modlin" Piotra Oleńczaka
strona Fundacji Park Militarny Twierdzy Modlin tu
ciekawy artykuł o spichlerzu w Modlinie tu











sobota, 5 kwietnia 2014

Rozlewiska Narwi w widłach Wkry wczesną wiosną


Bronisławka, 29 marca 2014

Trasa: Bronisławka (przy Nowym Dworze Mazowieckim), ulicą Mieszka I do  Pomiechówka.

W widłach Wkry i Narwi rozciągają się malownicze rozlewiska.  Lśniące oczka wodne, dywany wszędobylskiej trzciny, bagna, pojedyncze kępy łozy, a nad tym ciągle coś przelatuje. Do uszu dociera muzyka wczesnej wiosny, obok śpiewów, godowe kumkanie.


Łabędzie nieme (Cygnus olor) majestatycznie płyną w świetle poranka.
Ciągle napotykamy na nierozłączne pary.
Mój ulubiony zwiastun wiosny złoć żółta (Gagea lutea). Wspomnienie łanów złoci...  pojedyncze roślinki, jedną chybotliwą łodyżką wyrastają z cebulki gnieżdżącej się w gliniastej ziemi sadu we Wrząsowicach.
Fiołek leśny (Viola reichenbachiana) wabiący urodą, bo nie zapachem.
Ślady jesieni, zniszczenia zimy, niepozorne zwiastuny wiosny.
Nie wiem jak można było nazwać pospolitymi, cieszące oczy kwiatuszki stokrotki pospolitej (Bellis perennis).
Skądś dobiega kumkanie, lecz nie stąd.

Bociany białe (Ciconia ciconia) wróciły do domów na kominach, słupach, preferując wsi spokojną od bezkresu oceanu ich braci z Alentejo (o nich pisałam tu).
Udająca pokrzywę, miododajna jasnota purpurowa (Lamium purpureum L.).
Zwabieni przyjemną muzyką z nad bagien docieramy do źródła. Jedna z koloni żab moczarowych (Rana arvalis) osiadła całkiem blisko drogi w niewielkim jeziorku. 
Samce są zdecydowanie większe od samic. Samiec w szacie godowej jest niebieskawy.
Na łonie natury.
 Trójkącik?
Kolejna para, tym razem ptasia nie płazia. Czapla siwa (Ardea cinerea).  I to nie była ostatnia zakochana para.

Nad głowami naszymi szybowały myszołowy w swym godowym tańcu. Myszołów zwyczajny (Buteo buteo) drapieżca nic sobie nie robi z naszej obecności, chociaż nas dobrze widzi, bo od myszek jesteśmy więksi.  Piękny to lot. Niekiedy promienie słońca odibjają się od ich skrzydeł i rozjaśniają je na złoto.    



Niebo odbite w Wkrze, dawno bez kry, prawostronnego dopływu Narwi w okolicy Pomiechówka.

 W drodze do Pomiechówka.
Będąc tam, nie mogłam oderwać oczu od tej biało-siwej pary.
 Budzące się do życia kolorowo, pewne drzewo.


A tu się wcale nie ukrywał, największy z gołębiowatych, gołąb grzywacz (Columba palumbus).
Kościół nad Wkrą pw. Św. Anny z 1513r. o zmiksowanych stylach: i renesans, i gotyk i barok, gdyż przebudowywany i w XVII i XVIII w.
Sezon kajakowy rozpoczęty. Wkra jest cudna do kajakowania, szczególnie dla żądnych piękna dzikiej przyrody, choć w bliskości człeków. A na dodatek głęboka po pachy. Tłumnie odwiedzana w weekendy, dzięki sprawnie działającym wypożyczalniom kajaków.
Poprzez mokradełka nie udało się przejść suchym butem. A co tam! W cieple dnia w ogóle to nie przeszkadza. Zresztą nawet nie zauważyłam kiedy ostatnia kropla wody wyparowała z mego buta, który jeszcze nosił ślady błota z bagien Algarve.
 Rózne teorie były kto zacz, widziany z daleka, zatem milczę.
Ostatnia widziana para w Pomiechówku oddaliła się od stada zwierząt, które przybyły dziś w dużej liczbie z nad Wkry.


Przydatne linki:
Organizator wypraw przyrodniczych w Polsce "Spotkania z Przyrodą"Klub Podróży Horyzonty.