Kontynuacja dnia w Cabanas w prowincji Algarve, początek tutaj, a środek tutaj.
Zajadając się opuncją w drodze do Taviry, na koniec oblizując się po pysznym pastel de nata w kawiarni w Mercado, lecz zanim o tym, to ledwie zdążam na czas. Zostawiam przy domku muszle zebrane na plaży Adriatyku i biegnę na kolejne atrakcje. Do Taviry, miasta kościołów (jest ich ok. 37) idziemy na nogach.
Kamieniczki wzdłuż lewego brzegu Rio Gilão |
Po drodze mijamy wille w Cabanas, tak różne od naszych. Tutaj dominuje biel bielusieńka z niebieskimi paskami stanowiącymi obramowanie okien czy niczym tasiemki przyszyte wokół płaskiego dachu, zwykle kryjącego taras.Ta myśl o inności domów, przywołała wspomnienie sprzed lat, gdy nasz przyjaciel z Niemiec, Michael zachwycał się naszymi polskimi domostwami, tym patchworkiem, pozostającym w kontraście z niemieckim porządkiem jednakowych klocków.
Koleją będziemy wracać. Stacja w CONCEIÇÃO będzie nam się kojarzyła nie tylko z pomarańczami jedzonymi prosto z drzewa, lecz i konduktorem zachwyconym urodą Jolanty, lecz o tym nie dzisiaj.
Zmierzamy do mostu nad rzeką Ribeira do Almargem. Sama rzeka mnie nie urzekła, natomiast okolica i rozlewisko, a i owszem.
No i zaczynają się saliny z groblami. My mamy kopalnie soli, a tu płytkie zbiorniki oceanicznej wody, na powierzchni której, po odparowaniu pojawia się sól. Sól jest ręcznie zbierana za pomocą sitek. Suszona promieniami słońca i podmuchami wiatru.
Przekwitła agawa poniżej nasypu kolejowego.
Saliny okazują się być nie tylko zakładem przemysłowym, lecz i miejscem obsiadywanym przez wszelakie ptaki. Znajdują tu schronienie i pożywienie ptaki migrujące jak i te zimujące.
Wygląda jak jakiś brodziec.
Mijają nas rodzinki na rowerach.
A oto mud crack, malownicze spękania błotne - zwitki z wysychania. Tę wiedzę, jak to to zwać, zdobywam od Romana, naszego profesora geologii, który przyczynił się wraz z Elą, do wzrostu naszej wiedzy w tej dziedzinie, dzięki wykładom głoszonym w różnych miejscach np. jaskini z oknem na ocean.
Po drodze niczym chwast rośnie sobie opuncja. A oto jadalne różowomajtkowe, jednak u tego gatunku na pewno nie bezbronne owoce, bogate w minerały, witaminy i błonnik. Przyrządza się z nich konfitury, dżemy, a te dżemy ładuje się w bezy - tu na blogu "Smakowity blog" znalazłam przepis na takowe właśnie.
Opuncja figowa (Opuntia ficus-indica) |
Po drodze tunele foliowe z bujną roślinnością wewnątrz.
No i wiem czego jeszcze nie kupiłam! Wprawdzie chyba już do uszu musiałabym sobie przywiązać kolejne torebki ;) Soli portugalskiej. Jednej z najlepszych. Flor de sal = kwiat soli. No, ale od czego mamy internet. Znalazłam sklep internetowy "Smaki Portugalii". Obok klasycznego kwiatu soli, są i z dodatkami ziół oraz ....co takiego? sól wędzona!
Kolejne saliny.
Przy ruchliwej asfaltówce bociany mniej wybredne niż te w Alentejo.
Po przerwie na kawę i inne napoje, ruszamy ulicami Taviry. Początki miasta sięgają epoki brązu (1000-800 p.n.e.). W VIII w p.n.e. była pierwszym miejscem na półwyspie Iberyjskim, gdzie Fenicjanie postawili nogę na dłużej, czyli do VI w. p.n.e, kiedy to w wyniku konfliktu miasto zostało zniszczone. Po wieku nicości to miejsce było częścią bogatego regionu handlu metalami zwanego Tartessos. Za panowania Rzymian ok. I w n.e. było mniej znaczącym miastem.
Fasada kościoła cała w azulejos, pamiątką po Maurach.
Largo Nossa Senhora do Livramento |
Owa kobieta, wtopiona kolorystycznie w otoczenie.
Na szczycie fasady kościoła widoczny wizerunek Matki Boskiej z azulejos, tych najbardziej tradycyjnych niebieski wzór na białym tle (port. azul = niebieski).
Igreja Nossa Senhora do Carmo |
Jose wskazuje nam na te kominy jako typowe w architekturze Algarve.
Marcowy wieczór w cieniu parasolki.
Typowe motywy świętych obrazków z azulejos na ścianach frontowych zwykłych domów w duecie z numerem domu. Krakowiacy, flizy no nie?
Dopiero na zdjęciu zobaczyłam tego czerwonego. Naprawdę tam był?
W cieniu parasolki, zielonej jak okiennice i drzwi, na czerwonych ławkach, na tle białej ściany kościoła Ermida de São Brás.
Kościół przy Largo de São Brás |
Rua Corujeira Grande |
Ten skwerek, przy ulicy Praça Doutor António Padinha, okazuje się niezwykle ważny, gdyż spora część grupy poszła za głosem Anreasa, który obwieścił, że najlepsze sushi jest w Tavirze, właśnie tutaj. Sushi z truskawkami i takie tam. No cóż, Andreasowi należy wierzyć, o czym przekonałam się i wcześniej i później i nie raz. Tym razem z tuńczykiem w żołądku, szukam słodkiego pastel de nata. Wspomnienie z Madery, parszywej kawiarenki ze znakomitą kawą i tymi delicjami. Przypomniany smak dzięki właśnie Andreasowi, który w dzień przyjazdu nie puścił nas do pokoi hotelowych bez poczęstunku. A były to właśnie, jeszcze ciepłe, prosto z pieca, pastel de nata. I teraz w wywieszonym jęzorem, biegam oczami w poszukiwaniu miejsca, gdzie można by zjeść te pyszności.
Mimo, że zdjęcie nieudane, umieszczam je z uwagi na kwiaty tej rośliny. Jest to lantana pospolita (lantana camara-lanatana hybrida) z werbenowatych, a jej kwiatki w tym samym kwiatostanie różnią się kolorami. Na Maderze też podziwiałam tą zmienność.Podążamy pochodzącym z czasów rzymskich mostem Ponte Romana nad Rio Sequa. Dziwna sprawa z nazwą tej rzeki. Od źródeł płynie sobie Rio Sequa, a pod mostem w Tavirze zmienia się na Rio Gilão.
Schodkami prosto do łodzi.
Placyk Praça da República. W klombie po lewej fioletowo-niebieskie pałki żmijowca.
A oto kolorowo zaskakujące słodkości. Typowy słodki przysmak w Portugalii - marcepanowe ciasteczka tu w kształtach warzywnych i owocowych.
Zmierzamy w kierunku wieży zegarowej (kościoła) Igreja de Santa Maria do Castelo.
Przekraczamy bramę mauretańskiej twierdzy. Po jednej stronie murów rozglądamy się po okolicy, a po drugiej spoglądamy na ogród.Ketmia (Hibiskus L.) |
Pyrostegia powabna (Pyrostegia venusta) |
Pierwotnie gotycki Igreja de Santa Maria do Castelo z XIII w., po trzęsieniu ziemi w 1755 r. przebudowany w stylu włoskiego neoklasycyzmu, nosi ślady wpływów arabskich (okna w wieży zegarowej). Podobno zbudowany został w miejscu po arabskim meczecie.
Z murów podglądamy podwórka.Zadbane domy poprzeplatane malowniczymi ruinami. Właściwie w każdym mieście napotykamy na takie obrazki.
Jak widać nie ma w tym przesady, że na każdym kroku azulejos, tym razem dla nazwy ulicy.
Fasada Igreja da Misericordia, renesansowego kościoła znajdującego się wewnątrz murów zamkowych. Posąg Matki Bożej Miłosierdzia w otoczeniu Piotra i Pawła, a także herb miasta Tavira.
Idąc Largo da Misericórdia ponownie wkraczamy na plac Praça da República.Pod nogami carcada portuguesa czyli bruk portugalski to mozaika ze wzorami powstałymi głównie z łączenia ciemnego bazaltu i białego wapienia, na koniec spajanych cementem.
Praça da República |
Ola pod smoczym drzewem (Dracaena draco L.). Powstrzymała się od zadania ciosu temu drzewu. Skąd ta agresja spytacie? Ciekawość. Bo po nacięciu kory lub liści, wypływająca żywica utleniając się przyjmuje czerwonawy kolor nazywany smoczą krwią. Używany jako barwnik i w medycynie naturalnej. Smokowiec jest endemitem Madery, Wysp Kanaryjskich i Wysp Zielonego Przylądka. Teoretycznie może żyć przez 1000 lat.
Kamieniczki wzdłuż lewego brzegu Rio Gilão.
Zagadka z Cabanas rozwiązana, dzięki temu że drzewo zostało podpisane. Oto topola biała, białodrzew (Populus alba L.)
Fontanna miejska poświęcona muzykowi, poecie, dziennikarzowi jakiemuś Sebastianowi... Czy ktoś wie kto to był?
Idziemy sobie z Olą do Mercado da Ribeira em Tavira. Olę wcięło po drodze przy straganikach. Za chwilę dołączam do niej i tym sposobem dowiaduję się jakie kwiaty porastają wzgórza Algarve - w kolejnych dniach niuchany, ile się da czystek oraz kim był Fernando Pessoa. Z bardzo prozaicznej przyczyny - Ola kupuje podkładkę z jego wizerunkiem, który mnie rozbawia i wybieram mniejszą. Jeszcze wpada mi w oko podkładka z czystkiem. Teraz doceniam ten wybór w pełni. Zapach wzgórz....
W głębi widać fontannę miejską.
Mercado od środka.
A my wchodzimy do kawiarni w narożniku i oglądamy film na żywo pt. wieczór portugalski w kawiarni. Uwaga wszystkich skupiona jest na meczu w telewizorze, przy czym gadają i gadają.
A ja wreszcie dopadam pyszne świeże pastel de nata. Prawdopodobnie ich ojcem jest mnich ze średniowiecznej Lizbony z parafii Santa Maria de Belem dlatego też zamiennie zwane są Pastel de Belém. Podobno mnisi produkowali jaj na kopy, bo było ogromne zapotrzebowanie na białka np. do krochmalenia habitów zakonnic. Z pozostałych żółtek tworzyli pyszności. Ja w XXI w. zajadam się pastel de nata. Jest to babeczka z francuskiego ciasta wypełniona śmietankowym budyniem. Na koniec zapieczona. Pisząc to płaczę, bo po zapasach zakupionych na lotnisku (były świeżutkie) nie został ni okruszek. Jedyna nadzieja, że w sieci portugalskiej Grupy Jeronimo Martins, znajdę namiastkę w postaci mrożonych. W Biedronce, którą mam rzut beretem od domu, nie ma :(
Pożegnanie z Tavirą.
Przydatne linki:
Organizator wyprawy pt. "Algarve-słoneczny balkon Europy" - Klub Podróży Horyzonty.
Sklep internetowy - "Smaki Portugalii"
o nich, znaczy pasjonatach tu
atlantycka sól tu
Cześć. Fajne zdjęcia i ciekawe informacje, np. na temat salin i smoczego drzewa. Ja również lubię pastel de nata. A najlepsze są w Belem (dzielnicy Lizbony). Kupując ciastka dostaje się cukier puder i cynamon. Owoców opuncji nie jadłam, ale chętnie bym spróbowała. Zazdroszczę wam Pana geologa :-) Mam nadzieję, że coś geologicznego pojawi się jeszcze na kolejnych zdjęciach :-) Na przykład klify z Sagres albo Lagos.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Marzena