Trasa: przystanek Górki w Józefowie, Rezerwat Wyspy Świderskie, Karczew.
Uczestnicy: Marzena, Kuba, Kasia, Krzysztof oraz nowy narybek Monika i Agnieszka oraz wielu innych, a na czele Przemek.
Oj, ja popamiętam tę Jagodziankę. Tę, po której brzuch mnie bolał. Nie dlatego, że ją zjadłam, tylko ze śmiechu zdrowego, który zatrząsł moim brzuchem w rozmiarze w sam raz.
Po kolei jednak. Zanim zjadłam gruchę w widłach Jagodzianki ....
Fotografował: Ambasador Wierch |
.... wysiadka w Górkach.
Trochę jesteśmy rozczarowani. Po słonecznym piątku i sobocie, prognozach słonecznych, a jakże, do głowy nikomu nie przyszłoby, że uchylając w niedzielę powieki, tego słońca nie ujrzy. Przetarłam rano oczy ze zdumienia. Nie ma! Prognoza pokazuje słonko skromnie chmurką przesłonięte. A za oknem tylko jedna wielka chmura. Jeszcze liczę na Kubę, że dojrzy słońce, bo już nieraz je widywał - nieważne, że tylko on. Kuba jednak zaparł się i słońca nie dojrzał. Za to przewidział poniedziałkowe słońce. Rażące po oczach, kłujące te szaro-bure fotki.
No i przemierzamy Górki żądni przygód pewnego szarego dnia na polnej drodze.
A tu nic. Piesio nawet nie jęknął, a rowerzysta z trasy nie zboczył.
Jakież to ludzkie. I działa w obie strony ;) O czym później się przekonam.
I dalej przez Górki, przez górki śmieci dominujące w krajobrazie.
Po drodze mijamy też te trzęsące się przy dotknięciu albo te pozbawione rurkowatych nóg tablice REZERWAT PRZYRODY.
Mijamy pozostałości starego Świdra co świdruje ziemie otwockie.
I po krótkim spacerze dopadamy brzegu.
Szaro-bura szata nie przeszkadza. Nawet pomaga. Nie rozprasza.
Właśnie przestaję myśleć. Stan ulubiony.
Plaże piaszczyste z kępkami wikliny.
Rodzina łabędzi z dwójka młodych brzydkich kaczątek.
I jak to bywa nad Wisłą, krajobraz zeszłego roku przestał istnieć. Pojawił się nowy. Zniknęła szeroka plaża i gdy moim oczom ukazuje się ujście Świdra (to poniżej akurat podobne do siebie), to nie mogę wyjść ze zdumienia.
Dowiadujemy się o erozji dna rzeki na przykładzie miejsca do wodowania łodzi - za wysoko.
Widok na ujście Świdra.
Mostem przechodzimy na drugi brzeg Świdra. Naszym celem jest Jagodzianka. I nie chodzi tu o przepyszne drożdżowe ciasto z borówkami z cukrem, lecz o rzekę której pyszna nazwa czyni ją jedną z tych co zapadają w pamięci. Jak się okaże nie tylko będzie mi się kojarzyć z jedzeniem, lecz i z małpim pokazem. O tym potem.
Bardzo lubię ten nadrzeczny widok. Tym razem z przyjaciółką w tle, którą zresztą jak nie widać to i tak słychać.
Góra skrzypu co nie skrzypiał.
Zawada na pierwszym planie.
A tu bóbr budowniczy wykonał piękny portal w tej starej wierzbie.
A tu legowisko dzików. Dziki niczym kury wygrzebują dołki i się w nich wylegują. I srają jak kury tylko w innych barwach i kształtach o czym przekonuję się idąc za głosem nie powiem jakim.
Zawadom nigdy dość.
Ktoś tu bywał.
Docieramy do pierwszego w kolejności ujścia Jagodzianki, która postanowiła na 2 razy wpłynąć do Wisły.
Piaszczysta skarpa Jagodzianki wrzynającej się niczym stringi coraz głębiej i głębiej.
Bobry pracują zawzięcie.
Zżerają korę i bałaganią. Trzeba uważać, aby nie wpaść w wentylacyjny kanał bobrowy.
I czas nadszedł na przeprawę przez Jagodziankę część 1. Pod nami zimna woda. A nad nią Przemek rozciągnął linkę pomarańczową. Najbardziej podziwiałam mamę z 6-cio latkiem i samego Ignasia.
Uspakajam Monikę i Agę, że to pestka takie przejście, radośnie pokonuję most, po czym ....
Fotografował: Ambasador Wierch |
W końcu siadłam na pniu. Niestety między nogami, niczym w nocniku osłonka przed obsikaniem, mam gałąź, zatem dotarcie na tyłku do końca pnia odpada. Trza wstać. I wstaję. Dopadam brzegu. Pomruk rozczarowania rozbrzmiewa, bo w chwili grozy wpadnie czy nie wpadnie niejeden miał nadzieję na niezapomniane plum :)
A tu nic.
Miałam pomocnika - dziękuję :) Fotografował: Ambasador Wierch |
Parka nurogęsi podrywa się do lotu na nasz widok.
Wisła zdobywa kawałek po kawałku lądu piaszczystego.
Ustronne miejsce.
Czas na siad. Ciepło ogniska rozgrzewa.
Herbatę z syropem z pędów sosny sączę popadając w błogi stan.
Krzysztof przyrządza jabłko z ogniska. Zmierzam zmałpować pomysł następnym razem.
Po napełnieniu brzuchów ruszamy w kierunku drugiego ujścia Jagodzianki.
Bobrowe ząbki potworzyły wzorki na pniach.
Ależ tu ładnie.
Czymś zanieczyszczona wydaje się być Jagodzianka. Wpływają tu wody z oczyszczalni. Hmm...
Dalej droga przez nawłoć. Przypomniał mi się miód z nawłoci wypity w imbirowym napoju. Najlepszym na zimowe wieczory.
Coraz mniej światła, a my coraz bliżej Karczewa.
A po drugiej strony Gassy.
Do Karczewa szliśmy i szliśmy.
Po drodze minęliśmy budynek Straży Pożarnej z oryginalna wieżą strażacką z hełmem strażackim.
I po drodze jeszcze jedna niespodzianka. Głaz poświęcony pamięci XIX w. rysownika, który m.in. wykonał ilustracje do dzieł Mickiewicza, Słowackiego czy Kraszewskiego i Orzeszkowej - Michała Elwiro Andriolliego. Skąd tutaj? Po 1880r. zamieszał w kupionym folwarku w pobliskim Anielinie.
Zawiłe to były czasy.
Andriolli jak nazwisko podpowiada miał korzenie włoskie. Jego ojciec kapitan wojsk napoleońskich zamieszkał w Wilnie. Michał jak dorósł studiował malarstwo w Moskwie, potem bił się w powstaniu styczniowym za co został zesłany w głąb Rosji. Potem otarł się o Warszawę i ilustrował bez pamięci. Osiadł w Stasinowie (Mińsk Mazowiecki) i ożenił się. Po śmierci maleńkiej córeczki, a następnie żony przeniósł się do Anielina do majątku po obu brzegach Świdra i nazwał go Brzegi. Dał się poznać jako twórca "świdermajera" drewnianego budownictwa w Otwocku o nazwie biorącej się od rzeki Świder a ukutej przez Gałczyńskiego. Wybudował w Brzegach pierwsze domy letniskowe dla gości. A zakończył żywot w Nałęczowie, gdzie wyjechał po zdrowie.
Nie on jeden zauroczył się doliną Świdra. Dawniej i dziś Świder świdruje po oczach.
Głaz stanął tu w 1993r. w setną rocznicę śmierci |
A jak doszliśmy to pojechaliśmy. Buro-szaro na zewnątrz, a w duszy radośnie.
Przydatne linki:
organizator wycieczek nad Wisłę Warszawską - Ja Wisła
więcej o o Andriolli - tu