środa, 21 stycznia 2015

Zatopiony Pałac w Stambule z meduzami. Wejście do Inferno czy do Cysterny Bazyliki?

18.10.2014, Stambuł

Jakiś czas przed wyjazdem do Stambułu wertuję przewodniki, błądzę  po internecie w poszukiwaniu wiedzy. I tym sposobem natrafiam na TO COŚ. Chęć zostaje dodatkowo podsycona przez Dana Browna. I choćbym miała stanąć na głowie jak bohaterki owego miejsca, to TO MUSZĘ zobaczyć.


Dan Brown w swojej powieści sensacyjnej "Inferno" niczym Wergiliusz oprowadza nas po piekle jakie rozgrywa się dosłownie i w przenośni na kartkach powieści, a właściwie  na zmieniającym się ekranie Kindelka. Bo to właśnie Kindelek pozwolił mi, na parę chwil od pojawienia się myśli i chęci, na natychmiastowy zakup i natychmiastowe wpadnięcie po uszy w "Inferno".  Diabelski wynalazek.
Pojawia się zagadka do rozwiązania. Niektóre wskazówki bohaterowi się przyśniły w koszmarze, inne pojawiają się za sprawą dzieł sztuki czy literatury. I tak od samego początku pojawiającym się motywem literackim staje się "Boska Komedia" Dantego i jak tytuł  powieści wskazuje motyw piekła.


I wreszcie nadchodzi ta chwila, gdy po wyczekaniu w długim ogonku, dostaję bilet i wchodzę do tego podziemnego świata ciągle jeszcze niecierpliwie, po to by się uspokoić, zapomnieć o turystach i wczuć. Nie ma tu co liczyć na suspens rodem z Browna, nie zgasną światła i my nie pobłądzimy, nie wpadniemy do wody po uszy, bo nawet dla mnie za płytko, nie połknie nas ryba z głębin, bo mimo że są tłuściutkie to nie na tyle...


Ani też nie wpadamy do stożka jakim było piekło u Dantego. Brrr.. na dnie czaił się Lucyfer.  
Wizję Dantego zobrazował Sandro Botticelli w XV w na zlecenie Wawrzyńca Wspaniałego z rodu Medyceuszów na jednym z 92 rysunków. "Mapa Piekieł" została namalowana tuszem na pergaminie 32x47cm. Obecnie rysunki znajdują się w Bibliotece Watykańskiej i w Kupferstichkabinett w Berlinie.
File:Sandro Botticelli - La Carte de l'Enfer.jpg
Sandro Botticelli, La Mappa dell’Inferno, żródło: Wikipedia

Jeszcze czegoś takiego nie widziałam. Owszem podziemia zatopione, oświetlone widziałam. Jednak własnie teraz druga nazwa tego miejsca dociera do mnie. 
Zatopiony pałac - Yerebatan Sarayi.


Po prawdzie to nie jest zatopiony pałac. Bo nie był budowany, po to by stać się pałacem. Jest to jedna z wielu w Stambule, acz największa, cysterna zbudowana  za czasów Justyniana I w VI w. Miała służyć mieszkańcom starożytnego Bizancjum, na czas gdyby zabrakło wody. 


Niepotrzebne,  pogardzane kolumny po Grekach i po Rzymianach dostały nowe życie w podziemiach. Kiedyś schowane przed oczami ludzkimi teraz oblepione spojrzeniami.

Tu w tym podziemnym pałacu łatwo trafić na płaczącą kolumnę. Zwę ją  łezkowatą. Zwiedzający wkładają kciuk w wydrążony otwór i obracają rozcapierzone palce o 360 stopni. Czyżby zaklinacze marzeń? To samo obserwuję przy okazji innych kolumn w Stambule.



W płytkiej wodzie pływają ryby jakby zapomniały o słońcu. 

Rozglądam się za strzałką "Do Meduzy".  Kierunek północno-zachodnia część cysterny.

Są. Oblegane przez tłum. Dwie kolumny postawione na opak. Cały ciężar stropu spoczywa na dwóch głowach z wężowymi włosami. Dwie Gorgony. Ta wtuliła policzek i nasłuchuje odgłosów z wnętrza ziemi.
Wężowe włosy nie zaburzają spokojnej toni. Gorgony nie odlecą  z tego podziemnego świata. Te zostały pozbawione skrzydeł. 
Najmłodsza z Gorgon Meduza była śmiertelna, lecz jednocześnie miała moc przemieniania tych co na nią spojrzą w kamień. Dlatego jest wizerunki pojawiały się na budowlach aby z daleka trzymać złe omeny.

Kamienieję z zachwytu pod spojrzeniem Meduzy. Nie tylko ja. Wszyscy się pchają.  Każdy chce mieć zdjęcie.




Także śliczna Turczynka w płaszczu i chustce na głowie. To spotykany ubiór w Stambule. Podoba mi się. W większości ubierają się tak młode dziewczyny. W większości piękne. Przykuwają wzrok nie tylko urodą, lecz i perfekcyjnymi makijażami.





Pozostałość po kulturze greckiej to marmurowe kolumny w pomieszanych porządkach architektonicznych. A to doryckie a to korynckie w ilości 336 sztuk o wysokości 9 m.  
Ilość i głębia  robią wrażenie

Tu słoniowe nogi.

Kolumny biegną w 12 rzędach i ciągną się po 28 kolumn. 






Bestie chtoniczne zamieszkały  sobie wśród tej wielości kolumn w zatopionym pałacu. Wedle bohatera Browna bóstwa chtoniczne, podziemne, związane z ziemią były  symbolami płodności.

















Powód przeczytania "Inferno" był iście nieskomplikowany. Akcja kończy się w Stambule, a ja właśnie tam jadę.
Lektura okazała się tym przyjemniejsza, że odświeżyła wspomnienia z Florencji  i jednocześnie chyba od tego piekielnego ognia pobudziła niecierpliwość zobaczenia Zatopionego Pałacu. 
Bohaterowie po Wenecji też sobie popływali, lecz tam jeszcze nie byłam. No to może pojadę :)
Tym bardziej, że opisy zabytków, miejsc nabrały poprzez Browna dodatkowego kolorytu.

Stambuł oczywiście ma wiele do zaoferowania. Jednak póki co dla mnie Zatopiony Pałac czyli Cysterna Bazylika pozostanie jednym z NAJ  NAJ.


Przydatne linki:

Blog Turystyka literacka, gdzie miłośnicy książek znajdą do nich ilustracje tu właśnie zbiór fotografii, obrazów do "Inferno" Dana Browna odnośnie Stambułu.
Ilustracje do Inferno Dana Browna tu

Ciekawe lektury:
Dan Brown, Inferno
 

Posty z Turcji:

"Sącząc herbatę w dzielnicy Fatih w Stambule"



niedziela, 11 stycznia 2015

Sącząc herbatę w dzielnicy Fatih w Stambule

Stambuł, 17.10, 20.10.2014

Planując podróże na rok 2014 do głowy nie przyszedłby mi Stambuł, bo i w ogóle orientalnego marzenia nie miałam ani nie miałam ochoty na rachatłukum ...co za potłuczona nazwa?

A tak się właśnie niekiedy poukłada, że między innymi dzięki sprzyjaniu życzliwych ludzi trafiasz, gdzie nie myślałeś trafić i na dodatek staje się to jedną z bardziej ekscytujących destynacji. I co ciekawsze zaczynasz od dzielnicy, nazwanej od sułtana, który podbił Konstantynopol w 1453r., a tym samym nowym panowaniem osmańskim zapoczątkował rozkwit miasta. Dzielnica ta, to "prawdziwy" Stambuł dawnych czasów. Położona na tzw. historycznym półwyspie. My trafiamy do tej części Fatih, gdzie turystów jak na naparstek, no i właśnie o to chodzi.

Przekraczamy bramy lotniska kierując się do metra i ...wrażenie jakby się na bazar weszło. Tłoczący się ludzie, tobołki, kolejka do taksówki. Czuję się w tym chaosie zagubiona. Ale jak jeden czegoś nie ma, to ma to drugi i to Kinga okazuje się sprawnym organizatorem karty komunikacyjnej, która pozwoli nam od tego momentu na dużo tańsze przemieszczanie się po mieście metrem i tramwajami. Polecam kartę i Kingę też polecam. 

Wysiadamy z metra nie wiadomo gdzie w dzielnicy Fatih w Stambule. GPS nie działa, nie mamy porządnej mapki. Ot takie 3-dniowe turystki. Stawiamy walizki i wgapiamy się w ten inny świat, który niekiedy spogląda na nas przez okienko skrzynki pocztowej, a innym razem życzliwymi oczami zagadanych. Dowiadujemy się, że najlepiej wziąć taksówkę, z czym nie ma problemu bo tych żółtych niczym gumowe kaczuszki upstrzona jest cała pędząca ulica. Po chwili jazdy taksówkarz pyta kogoś o nasz cel i grzecznie nas kieruje abyśmy sobie dalej doszły pieszo, bo to gdzieś tam jest ten hotel. Po pół godzinie błądzenia w zapadającym zmroku można stwierdzić, że to było blisko. Najpierw pod górę schodkami, potem pasaż z lokalnymi barami. 
Nikt nam nie potrafi powiedzieć gdzie owa ulica jest. Ach, co tam. Mam wybałuszone oczy nie ze strachu, a z przejęcia, że ot tak przez przypadek trafiłyśmy w taki świat. Przypadkowe kliknięcie myszy dokonane przez Kingę, i zgodne "tak" po może-być opiniach o hotelu. Myszka nasunęła mi wizję kotka. Bo właśnie, jak już omiotłam wzrokiem ludzi wokół siebie, to od kolejnego wejrzenia dostrzegłam wszędobylskie koty.
Kto by pomyślał - za chwilę lądujemy pod meczetem. Wielki podświetlony z przechodzącymi ludźmi z innej bajki. Mężczyźni w kaftanach z takke na głowach, kobiety w czarczafach lub hidżabach na głowie. A pomiędzy nimi nie wzbudzający zdziwienia strojem ludzie. Przed bramą mała żebraczka siedzi na kocyku i sprzedaje chusteczki higieniczne raz po raz chowając się pod płaszczem.
Meczet Fatih
Zatrzymujemy się za bramą totalnie zdezorientowane. Pilnuję walizek, a Kinga w mroku oświetlonym światłami meczetu idzie szukać drogi. Niebawem przybywa z zagadkowym uśmiechem - "Droga idzie przez cmentarz". Lekki dreszcz przeszedł mi po plecach jak się zaraz okazuje zupełnie niepotrzebnie. Po prawej stronie za ogrodzeniem, tak jakby chroniącym nas przed tamtym światem w świetle meczetu i od bieli, wyskakują w górę nagrobki. 
 

Pomiędzy nimi wałęsają się koty. Kiciamy w  najlepsze zadziwione tym kocim domem. A kotki odmiałkują. Ten na pewno niegrzecznie.










Wychodzimy na uliczkę wzdłuż której ciągną się çayhane - tureckie herbaciarnie- wypełnione po brzegi mężczyznami. Hmmm...  Na ulicach Fatih na każdym kroku je mijamy. Kawy po turecku na pewno tu nie znajdziemy.


Docieramy do celu. Wita nas sympatyczny Syryjczyk. Po wypiciu herbaty w tulipanowych filiżankach, z których w kolejne dni wypijemy hektolitry mocnej herbaty, odprowadza nas do domu w którym zamieszkamy przez kolejne 3 noce. 

Herbatę podają rozlaną. Była tak pyszna, że kusiło mnie, aby spijać ze spodka. To by jednak było fuj, tak na oczach ludzi, w domu to co innego ;)
Mimo, że po wciągnięciu walizek pokój sprawia wrażenie zagraconego, klitka ma co potrzeba i jest czysto. Zbieramy się na rozpoznanie dzielnicy.

Obecnie Fatih zamieszkują głównie imigranci ze wschodniej Anatolii pochodzących głównie z terenów wiejskich. Dlatego też mijamy sporo osób ubierających się i zachowujących się zgodnie z wymaganiami ich religii, a tym samym kultury. 

Przy okazji zakupy. Trafiamy do cukierni i do sklepu z owocami. Trudno się zdecydować co kupić.
Kończymy w herbaciarni. Nie jest to miejsce dla kobiet, lecz cudzoziemki mogą pozwolić sobie na więcej. Zresztą zapraszają nas.


Wracając zauważamy na ścianie meczetu dziwnie znajomo brzmiący napis.










Wtedy się chichramy, potem odkrywamy znaczenie napisu. Kible to kierunek sanktuarium Kaaba w Mekkce, gdzie znajduje się święty czarny kamień Hadżar. W tym kierunku muzułmanin zwraca się twarzą i modli. A co, gdyby ów zechciał w Polsce się pomodlić? Na pomoc przybywa internet. I tak dla Warszawy kompas tu pokaże jak przyjąć właściwą pozę.

Tak naprawdę trafiłyśmy nie byle gdzie. Meczet Mehmeda Zdobywcy (Mehmed al-Fatih). Pierwszy powstały po zdobyciu Konstantynopola. Na tyłach meczetu natrafiamy na grobowiec sułtana i jego żony Gülbahar. Przez szybki wpatrujemy się w ten oświetlony grobowiec i potężna skrzynia jakże inna niż sarkofagi naszych królów.

Kopuła mauzoleum Mehmeda ozdobiona jest różowawymi freskami

Zanim zaśniemy, słyszany wcześniej w tle skwir mew, teraz świdruje uszy. Sen zamyka umysł, lecz nie na długo. Zdziwiona otwieram w nocy oczy na zawodzenie muezina. Takież to uroki spania w hotelu obok meczetu.

Codziennie wyruszamy gdzieś dalej, i dopiero za 3 noce  kończące nasz pobyt w Fatih wybieram się  na poranne ostatnie zakupy. Wtedy mam okazję zajrzeć do meczetu.

Meczet Fatih do czasu wybudowania meczetu Sulejmana należał do największych w Stambule. Tutaj też powstał pierwszy uniwersytet Ottomana w mieście. Na kompleks Fatih składały się biblioteki, medresy (teologiczna szkoła muzułmańska), karawanseraj (miejsce dla podróżnych), szpital, łaźnie, kuchnie.


Mam okazję w świetle dnia przejść przez cmentarz. Pomiałkać z kotkami.
Nieśmiało przekraczam bramę wychodzącą na portyk. W oczy kłuje fontanna fikuśnym spiczastym daszkiem  Jest to miejsce do ablucji, bo muzułmanin zanim wejdzie do meczetu dokonuje ablucji rąk, łokci, nosa, oczu, nóg (kolejność jest ważna). Przed wejściem do meczetu ściąga się buty w narteksie (kryty przedsionek) i zostawia lub zabiera ze sobą w worku foliowym. 
Bardzo miło stąpa się po miękkim dywanie.
Gdybym była spragniona to mogłabym napić się wody z nietypowej fontanny, lecz wolę herbatę w çayhane.
W meczetach raczej nie ma obrazów. Dlatego to samotne dzieło przyciąga wzrok. Obraz pochodzący z XIX w. został namalowany przez Mimarzade Ali Bey i następnie podarowany teściowi Mustafie Sabri Efendi. Obraz trafił do meczetu Fatih. Podczas wizyty byłego prezydenta Turcji Abdullaha Güla, prezydent zobowiązał się do renowacji tego dzieła i już na początku roku 2014 obraz wrócił na miejsce tu. Prace odbywały się pod patronatem Pierwszej Damy Hayrünnisa Gül tu. Renowacji dokonano w Rijksmuseum (Holandia)  przez zespół tureckich i holenderskich konserwatorów, gdzie przywrócono blask w sumie 43 obrazom z Turcji.

Obraz Mimarzade Ali Bey z 1905 r.przedstawia
sanktuarium Kaaba w Mekkce, gdzie znajduje się święty czarny kamień Hadżar
Chyba tu sypiają bezdomni, bo godzina była naprawdę wczesna.


Z meczteu udaję się na zakupy. Dzielnica jest biedna. Widać to po stanie kamienic, wyposażeniu sklepów, ubiorze ludzi. Niemniej jednak można było tu smacznie zjeść, kupić najlepszą chałwę i inne smakołyki. I co najważniejsze usiąść i napić się gorącej, mocnej herbaty.

Potem spędzamy nasz ostatni dzień wypoczynku, po czym przeniesiemy się do luksusowego hotelu nad Bosforem, gdzie będzie mi brakować klimatu Fatih.



Przydatne linki:
Fatih Municipality tu.

Przydatne lektury: 
Witold Korsak, Praktyczny przewodnik. Turcja (wyd. Pascal)
Przewodnik National Geographic, Stambuł i zachodnia Turcja.
Max Cegielski,  Oko Świata. Od Konstantynopola do Stambułu"
Orhan Pamuk, Stambuł
Orhan Pamuk, Śnieg

Posty z Turcji:

Zatopiony Pałac w Stambule z meduzami. Wejście do Inferno czy do Cysterny Bazyliki?




wtorek, 6 stycznia 2015

Przez Mogilny Mostek, wzdłuż Długiego Bagna w Puszczy Kampinoskiej

6.01.2014, Puszcza Kampinoska

Trasa: pętla około 13 km, szlaki żółty, czerwony, czarny - zmienna krajobrazowo, moja ulubiona.
Parking wieś Palmiry - Mogilny Mostek - Długie Bagno -cmentarz Palmiry - Kamień Orlika - wieś Palmiry

Uczestnicy: Monia, Wojtek, Joasia.

Czy  to przypadkowo czy nie, w Trzech Króli wyruszyliśmy w trójkę na kije do Puszczy Kampinoskiej. Na zewnątrz (ciągle unikam formy warszawskiej, a po 9 latach niebycia w Krakowie na pole też już nie wychodzę) -7 stopni i słońce oraz co się da - obielone krupami śnieżnymi.

Wkraczamy na żółty szlak wiodący po dawnej Puszczy Łomieńskiej. Uroczy o każdej porze roku.
Dzisiaj reflektory między drzewami.

Z drewnianego mostka delektujemy się widokiem na ciek wodny wpadający dalej do Wilczej Strugi odwadniającej kotlinę Cichowąża.
W lecie konary i gałązki tworzyłyby bagienne straszydła. Teraz oprószone krupami śnieżnymi nie wydają się takie straszne. Chociaż oprócz żab i płazów mieszka tu straszny ssak. Jedyny jadowity europejski ssak - rzęsorek rzeczny. Śliczny jest ten 10cm wampirek tu.

Żółty szlak prowadzi do Mogilnego Mostku nad Wilczą Strugą. Nazwany tak, nie bez powodu. Wedle podań to tu, została zamordowana dziewczyna. Dawniej, jeszcze dawniej zwyczajowo ludzie rzucali obok mostku gałęzie. Wojtek opowiada tą historie mówiąc -"Rzucali liście", a Monia na to- "Co rzucaliśmy?". Chwilę to trwało.
Raz do roku, wiosną ten stos podpalano, żeby się dusza zabitego w ogniu oczyściła z grzechów. Zwyczaj iście pogański.

I właściwie tiu się kończy żółty szlak im. Antoniego Trębickiego, światłego dzierżawcy dóbr Łomna (XVIII/XIX w.) a zaczyna szlak czerwony. Niebawem wkraczamy na Sejmikową Drogę.

Latem na rowerze człek zakopuje się po pachy. Bowiem tu znajdują się zrośnięte ze sobą wydmy paraboliczne - Wywrotnia Góra i Biała Góra. Swą nazwę Biała Góra wzięła od tego, że się pokazała góra piachu po wycięciu lasu. Teraz wydmy porasta bór sosnowy.
I nieustannie, długaśne promienie słońca przeciągają się między drzewami. Nie mogę oczu oderwać.

Właściwie rzec by można, że się nadziewamy na pozostałości jednej z bram prowadzących do Wojskowej Centralnej Składnicy Amunicji, choć nie brzmi to przyjemnie. Na tym terenie znajdowały się ukryte magazyny. Do nich ze wsi Palmiry pociągnięto w 1929r. brukowaną drogę. A żeby nie było tego za mało, to jeszcze do składnicy powiodła bocznica kolejowa aż od Dworca Gdańskiego, ulicą Marymoncką, a potem skrajem puszczy przez Dziekanów. Mapka składnicy tu. Wszystko to powstało z obawy przed wojną, jednak w małym stopniu zostało wykorzystane  przez Wojsko Polskie we wrześniu 1939 r. bo dość szybko zostały przejęte przez wroga.

 Miejsce zwane "Na Wartowni".
 Już za minutkę, już za momencik ....
...jeden z najpiękniejszych pejzaży Puszczy Kampinoskiej - Uroczysko Długie Bagno.


Największe i najlepiej zachowane torfowisko wysokie powstałe między wydmami. Tworzy się w zagłębieniach  bezodpływowych, na słabo przepuszczalnym podłożu i gdy deszczyk spadnie to już sobie na dłużej zostaje. Inne bardziej odpowiadające bagiennym nastrojem nazwy torfowiska wysokiego to mszar lub rojst.
W latach 1921-24 eksploatowano je przyczyniając się tym samym do jego zniszczenia. Wgryziono się na 3m i odwodniono. No i pojawiły się drzewa. Po jakimś czasie od zakończenia eksploatacji torfu,  rowy odwadniające zarosły i poziom wody gruntowej się podniósł. W ten sposób niechciany las obumarł, a procesy torfotwórcze ruszyły pełną parą. Teraz zagraża mu trzcina pospolita (chciałam napisać cukrowa - mniam mniam) i brzozy (omszona i brodawkowata). Brzozie kikuty noszą ślady świeżego cięcia.

 Szmaticzku na paticzku.

Palmiry to jest  MUST do zwiedzenia. W miejscu tym znajduje się cmentarz-mauzoleum. W 1948 roku powstało na wielkiej polanie, gdzie między 1939 a 1941 funkcjonariusze SS i policja niemiecka rozstrzelali około 1700 osób. Dzisiaj muzeum było zamknięte.
Tyle razy tu byłam, a dopiero dzisiaj dostrzegam orzełki w furtce wiodącej na cmentarz.
O każdej porze roku cmentarz mieni się różnymi kolorami od pasów roślin ciągnących się wzdłuż alejek krzyży.

Zaraz wyruszymy czarnym szlakiem z powrotem do wsi Palmiry. Monika nie dowierza Wojtkowi, który właściwie co sobotę pokonuje tę pętelkę, upierając się, że skoro dzisiaj jest wtorek, a on chodzi w soboty, to trzeba jednak trasę sprawdzić na mapie.

Czas na moja herbatę miętową, napój imbirowy Moni. Wojtek pozostaje o suchym pysku.

Ostatnie chwile nad bagnem, gdzie dzięcioł stukał jak stuknięty. Ja też stuknięta nie mogłam rozpiąć paska idąc później w krzaczki.

Kamień Orlika upamiętnia zwycięski pojedynek polskiej tankietki nad niemieckim czołgiem. Tankietką dowodził plutonowy podchorąży Edmund Orlik. Dla miłośników pojazdów wojskowych więcej o polskich tankietkach tu.
 

Tu chyba dopiero co przejeżdżały tankietki pozostawiając lodowe paski.









Za borem sosnowym, niedaleko za straszliwie brzydką kapliczką w Janówku, następuje zmiana otoczenia. Wkraczamy w las liściasty i po raz kolejny przekraczamy Wilczą Strugę.
Kościelna droga i zaraz potem krótki wybrukowany odcinek do Palmirskiej drogi (asfaltówka).
Asfaltówka ma jak widać swój urok.

 I tak powoli zaczynamy kończyć naszą pętelkę.

Ta trasa należy do moich ulubionych. Urozmaicona, urokliwa, ujmująca. Raz wydma, raz bagno. Raz mostek, drugi raz  mostek. I nieco historii,  i ogrom przyrody. Chce się wracać.

Polecane linki:
Lechosław Herz "Puszcza kampinoska. Przewodnik"
Lechosław Herz - "Legenda"
e-przewodnik 
strona KPN