Będzie padać. Za szybą chmurki gburki, wróżące to, do czego już się przyzwyczailiśmy na naszych wyprawach, czyli szaroburaście-deszczowo-śniegowo.
Zaliczam mój pierwszy raz warszawską kolejką SKM-ą ze stacji Warszawa Śródmieście. Początek nie może się obejść bez pomyłek. W poszukiwaniu kas trafiamy na środkowy peron, gdy dostrzegamy kasy, przejścia nie ma, trzeba zawracać.
Trasa: Otwock, Rezerwat Świder, Rezerwat Wyspy Świderskie, Dębinka.
Opis: Za oknami SKM-ki przesuwają się budynki.. i o dziwo w słonecznym blasku.
Wysiadamy na stacji kolejowej Świder w charakterystyczną modernistyczną wiatą. Ów przystanek kolejowy wraz z budynkiem poczekalni z 1936 roku jak i 6 innych na trasie Warszawa - Otwock został wpisany do rejestru zabytków (więcej na WMKZ).
Przekraczamy tory, zatrzymujemy się przy sklepie, gdzie niektórzy zaopatrują się w wybuchowe kiełbasy, czego doświadczą dopiero na ognisku. Idziemy chwilę wzdłuż torów i docieramy do mostu kolejowego, po to by zaniemówić z wrażenia.
Zamarznięty próg wodny na Świdrze. Przy okazji odkryłam nazwę szypot dla tego naturalnego ustrojstwa.
Wachlarze lodowe.
Ruszamy ścieżką rowerową wzdłuż Świdra - dobry pomysł na cieplejszą porę roku.
Przejeżdżający pociąg zagłuszył ciszę.
Poniżej czerwononóżki zielonołepki i czerwononóżki brązowane ;)
Śnieg topnieje pod nogami. Tym razem nie deszcz, lecz pot leje się po plecach.
Przyczyna - wiosenna aura.
Przejście pod dawnym mostem kolejki wąskotorowej (0,8m) zwanej Jabłonowską, po której sunęła lokomotywa parowa, między Jabłonną, a Karczewem w latach 1896-1956. I dociekliwy rzut oka na konstrukcję żelbetową, chyląca się ku upadkowi.
Serca na krze.
Nie jestem znawcą ptaków, a wynik porównania obrazków daje wronę siwą. A może się mylę?
Świat ujarzmiony.
Świat dziki.
I tak się kręcimy razem z pokręconym Świdrem.
Kapliczka św. Rocha, kiedyś stała bliżej Świdra. Przeniesiona po wylewie (nie Rocha tylko Świdra). Święty Roch ma za zadanie strzec ludzi i zwierzęta przed chorobami. Liczymy na niego, po zdjęciu czapek z głów, rozpięciu kurtek...
Docieramy do ujścia Świdra do Wisły. Czyli Wisła od Świdra strony.
Coś sobie do siebie gadam, po tym jak wpadłam do Wisły, a może to był jeszcze Świder, ledwo zmieszany z Wisłą?
Wpadłam oczywiście po uszy. Tak się w niej zakochałam.
Spotykam moją starą znajomą Dziewannę w zimowej szacie. Lipcowa powiewała falbankami.
I jak tu nie być zauroczonym.
Czas na posiłek, do którego dzisiaj Kasia zapodała wiśniówkę domowej roboty. Tak nam dobrze było, a jest jeszcze lepiej.
Opalamy się na plaży podczas jednego z najdłuższych postojów podczas naszych wypraw. Gdyż nastał ten dzień, gdy zimno nas nie przegania i możemy się nasycać widokiem Wisły do woli.
Wyspa piaszczysta nasypana przez prąd rzeki.
Takie cacka znajdujemy wzdłuż brzegu.
Fale na plaży.
Trójkąciki i romby pod klifem.
Tak fikuśnych gryzów dawno nie widziałam. Zwykle mijamy po drodze ołówki.
Mewy w godowym locie, wydające w niebo głosy dziwne dźwięki.
Wędrujemy niczym koczownicze plemiona łowców reniferów, którzy mieli tu w Górkach, a także Świdrach Wielkich i Małych, swoje obozowiska. Wtedy była tu tundra, teraz kule trawiaste. Ponieważ nad Świdrem znaleziono pierwsze znaleziska tego typu (stanowisko eponimiczne) nazwano tę kulturę świderską.
Jak zwykle ochoczo ruszamy w krzaki, tym razem chodząc śladami osadnictwa z epoki kamiennej. Częściowo po zarośniętym wale. Nie spotykamy reniferów, lecz ślady dzików. Ponieważ nie jesteśmy wyposażeni w strzały z ostrzami trzoneczkowatymi, bo do takiego kręgu kultur zalicza się kulturę świderską, to gdybyśmy sie tu zagubili, to nic byśmy sobie nie upolowali mimo mnóstwa zwierza i ptactwa jakie mijamy po drodze. Wcześniej używana nazwa bardziej mi sie podoba- kultura z liściakami - kojarzy mi sie z odzywką dostać z liścia. Tu godzi grot nie dłoń.
Motywy egzotyczne - pewnikiem Tahitanka zmierzająca w stronę jeziorka.
Przez artystę zwany był ten dom Tahiti.
Dom mieści się na Alei Nadwiślańskiej 252 w Józefowie (jadąc w kierunku Warszawy przed ulicą Drogowców należy skręcić w lewo i iść do końca drogą w kierunku jeziorka).
Wyprawę kończymy w Józefowie, gdzie wsiadamy do autobusu.
Jak zwykle wiele wrażeń po kolejnym dniu, który nie wiadomo kiedy minął.
Wracam do domu naładowana energią, spokojem wewnętrznym i palącą ciekawością czego jeszcze nie odkryłam, a co jeszcze te piękne okolice skrywają w sobie.
Przydatne linki:
Organizator wycieczek nad Wisłę Warszawską - Ja Wisła
O kolejce Jabłonowskiej na portalu mieszkańców Michalina
Wspomnienia o kolejce wąskotorowej na portalu powiatu otwockiego
Historia ziem powiatu otwockiego
Strasznie udane zbliżenia ptaków, nawet taka wrona wyszła pierwszorzędnie. A to zdjęcie z kajakiem - mimo, że przepłoszyli modeli i modelki - też ma swój klimat.
OdpowiedzUsuńWilla Tahiti jest opuszczona czy zamieszkana
OdpowiedzUsuń