niedziela, 24 stycznia 2016

Wulkany i karpie czyli poprzez "Szwedzkie szańce" do ruin zamku Karpień, przez czas jakiś zbójnickiego. Góry Złote.

Lutynia, 15 stycznia 2016, piątek

Wreszcie nadchodzi czas powrotu w góry zimową porą. Zimowiska, wyjazdy na narty to dalekie wspomnienia. Teraz czas na test czy mi się będzie podobało wędrowanie po górach zimową porą. 
Czy aby nie zamarznę?

Trasa ok. 25 km: Szwedzkie Szańce w Lutyni i dalej z Lutyni szlakiem zielonym na pd, Karpno - Rozdroże Zamkowe- ruiny zamku Karpień na Karpiaku (758m n.p.m.) - Rozdroże Zamkowe - Skalna Brama - Trojak (766m n.p.m.)  - Lądek Zdrój - Radochów - Cierniak (595m n.p.m.)  - jaskinia Radochowska.

Po nocnym przejeździe z Warszawy do Lutyni, jemy śniadanie w pensjonacie, przebieramy się i w drogę.

Na zewnątrz -3 st.C. 
Chmury.

Dobrze się zaczyna dla miłośniczki wulkanów, bo po przejściu paru kroków, wkraczamy na teren kopalni bazaltów spółki "UNI-BAZALT" w Lutyni.
A owe skały bazaltowe zwane "Szwedzkimi szańcami" wzięły się z zastygłej lawy w kominie wulkanicznym*. 
Wystąpienie "Szwedzkie szańce" jest kształtu prawie okrągłego, o średnicy ok. 300m. 
Kamieniołom znajduje się na jego pn. -zach. stronie.
Słupy bazaltowe przyprószone śniegiem ledwo można wyczaić.
W letniej odsłonie z przykładami minerałów np. zielonego oliwinu znalazłam na stronie GEOpasja.pl.


Czas powitać ranek.


Niebo w kolorze chyba bazaltowym niczym morze księżycowe.
Bo morza księżycowe są bazaltowe.

Łagodnie lekko w gorę, poprzez pola.

 Niewiele te zdjęcia oddają z tego co człek tam widział.
 Lecz od czegóż wyobraźnia :)
Zielony szlak dochodzi do granicy z Czechami. 
Niektórzy sobie tam poszli.
 Taka zmyłka była.

 Przed odśnieżeniem.









Po odśnieżeniu.

 Granica ciągnie się wałkiem przyozdobionym słupkami.

Ruszamy z Cecylią nie czekając na przypadkowych czechofilów.
Nachodzi mnie refleksja, że za Cecylią mam nadzieję jeszcze nie raz podążać. Za lub przed.
Spokój, pustka. 
Czasem niespokojny głos ptaka przerywa ciszę.
Las na wyłączność. 
 




W oddali majaczy jedynie sylwetka Cecylii.





Wiatr zdmuchuje śniegowe konfetti wprost na mnie.
Chichram się.


I pewnie dlatego się nie zagubiliśmy...



 ...bo w Karpnie stoi sobie leśny kościółek z XIX w. pw. Matki Bożej od Zagubionych. Odbudowany i zaadaptowany przez leśników i myśliwych.
Znikająca wieś Karpno (dawne Karpenstein) w średniowieczu była wsią służebną zamku Karpień. Stąd przez przełęcz Karpowską blisko do Czech.

 
Z Rozdroża Zamkowego, gdzie wraz z Cecylią przystanęłam w deszczochronie na filiżankę gorącej herbaty i bataty i bananana, ruszamy do ruin zamku. 
Przez las straszny i mroczny.


Zbójnickim tropem.
A może tropem Bolesława Chrobrego, który być może w drodze na Morawy zatrzymał się w zamku skrytym w leśnych ostępach.
Wspindrujemy się pod górę, gdzie u wierzchołka majaczy kupa kamieni.
I nagle u szczytu Karpiaka (775) po mrocznym lesie, ukazuje się skrawek błękitnego nieba.
Po czym szybko znika.
Kamienna sofa przykryta świeżą białą pierzynką.
Przedwojenna a w jakim dobrym stanie.
W XIV w. trzej bracia z rodu von Glaubitz, co złotego  karpia w herbie mieli, zostają właścicielami zamku Karpień.
Wiodła tędy "Droga Solna" z Wieliczki do Pragi.
Miasto Lądek i 13 wsi stanowiło dobra zamkowe.
Właściciele przez wieki się zmieniali aż w końcu w XVI w. zamek stał się gniazdem band rabusiów. Wściekli mieszkańcy okolicznych wsi, aby dać kres napadom, spalili zamek. 
Przez 100 lat był spokój. 
Kolejnych zbójników mieszkańcy też wyplenili.
Pod koniec XVI w. kamienie z zamku posłużyły za materiał budowlany w Lądku.
Zamek składał się z zamku górnego i od pn. -zach. z przedzamcza.
 Widok na zamek górny,
 z którego została kupa kamieni.
Widok na Lądek Zdrój, do którego zmierzamy.
Droga w dół okazuje się być śliska. 
Niewielu pomyślało o rakach.

Po drodze kapliczka nie ostatnia. 
Stąd droga dochodzi do Rozdroża Zamkowego. 
Niebieski szlak prowadzi przez las na Trojak. 
Miałabym ochotę na trójniak sączony ostatnio w Krakowie na rynku.

  



U wejścia do Skalnej Bramy (742) czyhają paparazzi.
 Stąd już tylko parę kroków do Trojaka.
 

I na Trojaka.
Trochę się trzeba było nadwoić i natroić aby po śliskim wejść bez przewrotki.

 Widok na Lądek Zdrój z Trojaka (766m n.p.m.).




 

 Zejście okazuje się łatwiejsze niż wyobrażenie o nim przed.
 

 Leśna droga naznaczona dziczym buchtowiskiem.
 Z lasu wychodzę z Natalią. Zatopione w rozmowie. Jakbyśmy się znały od dawien dawna. 
Dawniej niż najstarsze uzdrowisko w Polsce - Lądek Zdrój.




Nastrój rozmowy potęguje śnieg, który właśnie zaczyna padać.

Wchodzimy do zakładu przyrodoleczniczego "Wojciech" .
 
Do marmurowych mis spływają wody radonowe pożądane przez chorych być może dlatego, że powodują wzrost hormonów płciowych.
Źródło Marii Skłodowskiej-Curie



W czasie, gdy zjadamy zapasy delektując się wyglądem wnętrza, wsłuchując się w smętną muzykę skrzypka, kuracjusze zażywają kąpieli w basenie ze źródłem termalnym. 

Bywał tu Goethe świętując swoje 41 urodziny, cesarzowa Katarzyna II no i teraz Łazik
 
Opuszczamy tę neobarokową budowlę idąc w świat, który zdążył się przez godzinę zmienić.
 Z takiego ogrodu


 na taki.

Krótki przystanek przy jedynym w Polsce krytym moście nad Białą Lądecką. Most wiódł od jednego sanatorium do drugiego. W tle neogotycki zamek z 1860 roku (willa Werbauer) tworzący z mostem jeden obiekt.

Ruina ufundowanego przez Mariannę Orańską kościoła poewangelickiego p.w. Salwatora (Zbawiciela), który po remoncie na halę sportową spłonął w 1999 r.
 Napadało niemało.
 Chodnikiem odśnieżonym dochodzimy do rynku.









 W podcieniach stoiska ze starociami.



Eklektyczny ratusz z XX w.

 














Z rynku wyrasta kamienna figura Trójcy Świętej największe dzieło snycerza śląskiego Michała Klahra (XVII w.).

 Zimowy pejzaż Białej Lądeckiej.
Oddalamy się od miasta, który ma herb, flagę i patrona (św. Jerzy) i jeszcze hejnał.
 Krzywa kapliczka przy ul. Wiejskiej 33.
 Wyprostowany krzyż przy ul. Wiejskiej.
 
 W drodze do Radochowa.


 



 


Zmienia się światło.
Zapomniałam o bazaltowych chmurach.

Byczkowisko na tle kościoła pw. św. Mikołaja w Radochowie.
No i prezent od św. Mikołaja w postaci tego niezwykłego światła.
Radochów nabiera blasku.
Ogarnia mnie jakaś taka wewnętrzna radocha.
 
Radochów za plecami. 
Cel: jaskinia Radochowska.
 
 Na górę Cierniak prowadzi 200 kamiennych stopni.
 

 Kaplica Matki Bożej Wspomożenia Wiernych z XIX w.
 Kalwaria na Cierniaku.
Spotykamy człowieka krzątającego się wokół kaplicy z charakterystycznym krzyżem na piersiach. 
Jest to mieszkający nieopodal pustelnik brat Elizeusz opiekujący się kaplicą.
 

Drogą przez las w powoli zapadającym zmierzchu.

W końcu docieramy do doliny rzeki Jaskiniec, pod Bzowcem (697 m n.pm.).
Rozśmiesza nas napis odnośnie lokalizacji jaskini Radochowskiej: jaskinia 150m, nie widać jej bo znajduje się pod ziemią.
 

Niecierpliwi zakładają kaski i w pierwszej grupie idą do jaskini.
Ja się raczę kanapkami przy ognisku na polanie nieopodal jaskini Radochowskiej.
Wokół unosi się aromat pieczonej kiełbasy.
Ściemnia się gdy wchodzimy do niej. 
Ciepło - ok. 9st. C.
 

 Ślady po odmulaniu przez H. Peregrina
Jaskinia została udostępniona w 1933r. 
Ciekawe czy tez się tak przeciskali jak my.
 

Po człowieku paleolitycznych pozostały obgryzki w postaci kości niedźwiedzia jaskiniowego i polarnego dzikiego iha ha, bizona, hieny polarnej i wołu piżmowego. 
Znaleziono też narzędzia kwarcytowe.

Człowiek współczesny zniszczył jaskinię. Można jednak nadal oglądać nacieki wełniaste, kaskadowe i draperie.
W Sali Gotyckiej oprócz nietoperzy żyją w jeziorku o temperaturze 2,4 st. C relikty polodowcowe m.in studniczek. Ten skorupiaczek jest biały i ślepy ale nie głuchy bo nas usłyszał i się schował..
 

 A nietoperze bezgłośnie spały u powały.

Wychodzimy na jasną noc księżycowa. Prószy śnieg.
Schodzimy do drogi, gdzie czeka cicho warkoczący autokar. Zatapiam się w ciepełku.

A po powrocie czeka nas chłodek. Okazuje się, ze gospodyni przez pomyłkę zakręciła nam grzejnik. Odkęcam i z ulgą przyjmujemy zmianę.
 
Z Cecylią, Kasią i Natalią dzielimy się wrażeniami.  
Ja przeżywam moją bieliznę termiczną. Śmiejemy się z tego, że serce mi się kroiło aby wydać tyle kasy na coś co wyglada jak zszarzały podkoszulek pradziadka. 
Było jednak warto skorzystać z wełny merinosa. 


No i nie zamarzłam. 
Po pierwszym dniu w Górach Złotych nabieram przekonania, że to nie ostatni raz jestem w górach zimą.


 * Ów komin wulkaniczny należy do form kominów wulkanicznych  z zaznaczoną jedną fazą efuzywną. Znaczy raz jeno splunął lawą i ta zakrzepła sobie. Gdyby drugi raz splunął to byłby komin z większą ilością faz efuzywnych.

Przydatne linki:

Organizator wycieczki - Łazik.
Artykuł Zdzisławy Śliwy - "Własności strukturalne bazaltów Śląska"
Więcej o historii uzdrowiska - tu.
Więcej o pustelniku z Cierniaka- tu.