Była Babia Góra jesienią, to i jest późną wiosną na sasankowo.
Trasa ok. 21 km: niebieski: Szlak bursztynowy - Przełęcz Krowiarki (1012m n.p.m.) - Szkolnikowe Rozstaje - zielony: Perć Przyrodników - czerwony: Kępa (1521) - Gówniak (1617) - Babia Góra (Diablak1725) - Kościółki (1616) - Przełęcz Brona (1408) - Schronisko PTTK "Markowe Szczawiny" - czarny: Stary Groń - Zawoja
Wyskakujemy z autokaru na serpentynie przy Szosie Karpackiej (nr 957) i w lekkim chłodku wkraczamy na Szlak Bursztynowy (niebieski). Ze zdumieniem spoglądam na dziewczynę, która rzuca się na krzaki i je tarmosi aż się wkoło wszystko trzęsie, w tym ja ze śmiechu. No cóż potrzebny był kostuch, nie jakiś tam kijek trekkingowy z duraluminium, tylko krzaczasty old-schoolowy.
Uprzejmie przepuszczam grupę, patrzę aż zniknie za zakrętem i ruszam, gdy już w miarę cichnie.
30 minutowy odcinek Starej Drogi, kiedyś łączącej Zawoję z Lipnicą Małą, do Przełęczy Krowiarki wiedzie lekko w górę wzdłuż strumienia Jaworzynki. Mimo malej ilości światła w tym pochmurnym dniu, robi mi się zielono i wesoło od zielonych paproci z niedorozwiniętymi czubkami. I tym samym jest nas więcej czubków.
Po drodze potykam się o dyla, co mi się znalazł poprzecznie na drodze. Droga "dylowanka" bo wyłożona dylami.
Z Monią i Natalia rżymy radośnie pewnie dlatego, ze idziemy koniopłajem czyli dawną drogą konną z XIX w. wybudowaną dla myśliwych. Ów koniopłaj oddziela dolny regiel od górnego.
Pod drodze krótki przystanek nad Mokrym Stawkiem (1025m). Niekiedy staje się on suchym stawkiem lecz tego dnia odbijał na zielono zielone drzewa.
To jezioro osuwiskowe jest największe w okolicach Babiej. Niekiedy głębokie na 5m.
Traszek, które tu mieszkają nie spotkałam natomiast takie ślimaczące się, ciągnące się cosie.
Stary las z powalonymi drzewami jeszcze tak nas nie powala na kolana jak późniejsze ścieżki.
Przy Szkolnikowym Rozstaju czeka na nas Andrzej. Stęsknił się za nami rżącymi z byle czego.
Od tego miejsca nazwanego od gawędziarza przyrodnika a nie ... , Wawrzyńca Szkolnika skręcamy na lewo w górę na Perć Przyrodników, która w 45 minut poprowadzi nas stokami Sokolicy.
Normalnie knieja, powalone giga pnie, mchy i paprocie.
A przy ścieżce kwitnąca na czerwono porzeczka skalna, z której podobno mieszkańcy Zawoi robili wino.
Poczułam zapach i smak porzeczkowo-jeżynowego wina taty. Najlepszy ulepek na świecie.
Jak to dawno było...
Popas na cudownej polance.
Z trudem opuszczam to zielone miejsce pni i paproci. Paprotki w fazie rozwijania swoich spiralnych główek.
Za cudowną polanką wspinamy się do góry.
Zza drzew wyłania się urwisko Sokolicy. Jest to zerwa skalna o wysokości 60m.
Perć Przyrodników wychodzi na szlak czerwony wiodący grzbietem na samego Diablaka.
Tu kończy się piętro górnego regla i zaczyna piętro kosodrzewiny.
Zaczyna kropić z tego szaroburego nieba. Czas na peleryny.
Docieramy do Kępy (1521m), gdzie Monika w pelerynie zjada jajko. Sama je zjada. To, że nie jadam jajek nie znaczy, że zgodnie z rytuałem bym nie zjadła ;)
W ogóle to podczas tej weekendowej wędrówki Monika wpada w jakiś dziwny trans, co się zatrzymujemy, to zaczyna jeść. Zaczynam się bać tego zatrzymywania bo w końcu zacznie się toczyć co może pociągnąć za sobą lawinę głazów.. i powstanie kolejnego urwiska.
Urwisko Sokolicy w oddali za nami.
Gówniak w oddali przed nami.
Między Kępa a Gówniakiem po prawej mijamy Zimną Dolinkę - rów zboczowy (nie mylić ze zboczonym) - pogłębienie, gdzie długo leży śnieg tzw. wyleżysko śnieżne.
Miałam plan zrobienia sobie wyleżyska stadnego w tym miejscu i delektowanie się widokiem na Tatry tak jak jesienią z babą Agą (opis tu) lecz mżący deszcz pokrzyżował te plany.
Przy zaroślach kosówek wystają liczne niespokojne główki podbiałka alpejskiego
(Homogyne alpina L.). W Polsce spotykane w Karpatach i Sudetach. Kwitnące fioletowo-różowymi koszyczkami od kwietnia do lipca.
Podbiałek alpejski |
W drodze na Gówniak wiatr się wzmaga.
Andrzej niczym leśny stwór powiewa skrzydłami. Po południu stwór przemieni się w księcia.
W pewnej odległości od Gówniaka (1617) do Natalii dociera, ze to nie był Główniak. Jak można tak było nazwać szczyt. Szczyt wszystkiego - oburza się Natalia.
A na dodatek tak pięknego porośniętego - co za widok!!! - sasankami.
Jeszcze Wołowe skałki, potem gdy kończy się piętro kosodrzewiny idziemy kamienistym odcinkiem Diablej Kuchni.
Wołowe Skały |
A gdzieniegdzie dla odmiany jaskier skalny (Ranunculus oreophilus M. Bieb.) .
Widok na płn.-wschód.
Niebiesko szare spody sasanki alpejskiej (Anemone alpina L.).
W Polsce rośnie w Sudetach (Góry Izerskie i Karkonosze), na Babiej Górze i w Tatrach.
Przemierzając Diablaka z wielkim przejęciem przyglądałam się terasom krioplanacyjnym powstałym w wyniku soliflukcji. Bez słownika ani rusz he... he... Terasa krioplanacyjna to spłaszczenie powstające na zboczu w wyniku m.in. wietrzenia mrozowego czy owej soliflukcji czyli spływu powierzchniowego.
Wieje, jeszcze nie leje.
Kulminacyja pasma Babiej Góry czyli na ten przykład z zestawu nazw "Diable Zamczysko" (1721) po raz n-ty zdobyte.
Wylegujące się na rumowisku Genowefki. |
Szczyt Diablaka, ów ostaniec mrozowy powstał w plejstocenie pod wpływem wietrzenia mrozowego.
Będąc tam poddani jesteśmy innemu wietrzeniu. Dlatego ani my ani roślinki nie chcemy tu przebywać zbyt długo. Nieporośnięty, niegościnny, ciągle aktywny ostaniec mrozowy (tump) ostanie sam bo my zaraz podnosimy ciała i spadamy.
Schodzimy tablicami Zejsznera z piaskowca magurskiego po zachodnim stoku Diablaka.
Zejście z Diablaka na Pośredni Grzbiet |
A tu rzut zgubioną wodą.
W oddali dwa garbki jak zwykle uroczej Małej Babiej.
Kościółki.
Droga się wydłuża bo ustępujemy biegaczom i oczywiście gapimy się z podziwem. Podziw wzrasta gdy zaczyna lać i gradem bić.
Jeszcze nikt nie ukończył Ultra Sky Marathon 6xBabia Góra.
Wbiega się 6 razy na Babią różnymi drogami, ponad 100km, 8000m przewyższenia, limit czasu 17h.
Diablak, który z daleka wygląda jak mrowisko lub krowia mina jak kto woli jest kopułą mega giga bloków piaskowcowych będących pozostałością po najwyższej terasie krioplanacyjnej.
Następnego dnia z tego miejsca będziemy się dziwić, jak obojętny nam był to widok 11 czerwca a jak nieobojętny 12 czerwca.
Co się musiało wydarzyć - ano przejście Perci Akademickiej.
Wąsko i mokro na ostatnim odcinku do Przełęczy Brona.
Biegacze skręcają na Małą Babią.
A my zatopieni w bujnej zieleni powolutku po śliskich kamieniach schodzimy do schroniska PTTK w Markowych Szczawinach.
W schronisku PTTK w Markowych Szczawinach w pierwszym odruchu zamawiam piwo i je najpierw zachłannie duldam. Dopiero po chwili delektuję się. W kolejnym odruchu, będącym odruchem zazdrości o ziemniaki z takim smakiem wcinane przez Andrzeja, skuszę się.
Tłuczone ziemniaki z koperkiem i kefirkiem może nie są szczytem sztuki kulinarnej lecz sycą i pachną swojsko.
Czas ruszyć dalej.
Ze schroniska ruszamy czarnym szlakiem do Zawoi. Jesteśmy jednymi z ostatnich maruderów. Przedłużamy chwile w górach i lesie ile się da.
Polana Kaczmarczykowa jest miejscem gdzie odtwarzają ekosystem nieleśny.
Po zaprzestaniu koszenia łąk sukcesja lasu przebiegła w szybkim tempie w związku z tym warunki życia ptaków, płazów i owadów się zmieniły.
Dlatego wyrąbano drzewa, wyciachano krzaki.
I to co mnie zaciekawiło to hibernakulum czyli specjalne miejsce do zimowania płazów bo m.in. traszki: karpacka i górska oraz kumak górski potrzebują do przetrwania terenów podmokłych.
Po drodze mijają nas biegacze.
Potem się zdarzyło, że któryś (lecz nie ten) się rozpędził, nie zauważył skrętu i zawracał.
Schodząc bardzo uważamy aby nie nadepnąć na ciągnący się płaszcz księcia Andrzeja. Co rusz, potykamy się i poślizgujemy lecąc na księcia Andrzeja, który nic sobie z tego nie robi. Znowu rżymy tym razem bardziej po piwie niż po koniopłaju.
Idąc Wierzchową Drogą przez Stary Groń mijamy po prawej Sulową Cyrhlę. Cyrhel oznacza polanę powstałą przez cyrhlenie czyli usuwanie kory wokół drzew co w efekcie prowadziło do ich uschnięcia. Gdyby to były drzewa korkowe to by się nie dały ... tak jak lasy korkowe w Portugalii.
Telefon od taty przerywa sielankę. Dawno nie widziany, ogromnie sympatyczny, niewiele starszy ode mnie kuzyn odszedł. Nie wiedzieliśmy, że choroba postępowała. Przypominam sobie rzadkie chwile z dzieciństwa i nastolatkowatości, śmiechy i żarty.
Od tego czasu ten odcinek drogi będzie mi się kojarzył z moim kuzynem Sławkiem.
Do Zawoi docieramy drogą na przedłużeniu czarnego szlaku. Zakupy, kolacja a potem sauna. Oddajemy się ciepłu. Zaraz po powrocie do pokoju odpływam w tle słysząc rozmowę niezmordowanych Natalii i Moniki. Zasypiając myślę o Akademickiej Perci, której nie ma w planie wycieczki lecz zbuntowane dusze mają chytry plan.
Inne posty z Babiej Góry:
Na Wielkiej Babiej Górze z fajną babą Agą a w tle przeklęte kijki.
Polecane lektury i linki:
Mapa 1:30 000, Zawoja Babia Góra, COMPASS, 2016
Przewodnik Beskid Żywiecki, Oficyna Wydawnicza REWASZ, 2012
Zygmunt Ficek, Babia Góra, Wyd. Karpaty, 1995
Pięknie tam! Zdjęcia wspaniałe! Ale ja nigdy nie wędrowałam po górach, a teraz to już za późno, żeby zacząć (kontuzja barku i stawu skokowego). Pewnie nie dałabym rady zaliczyć takiej wyczerpującej trasy...
OdpowiedzUsuń