niedziela, 7 czerwca 2015

Dziki i ....krokodyle w Parku Młocińskim

Park Młociński, 5 czerwca 2015

Rano kijki, wieczorem spacerek. Ten sam las, a jakby inny. 
Wybrałam się tak wcześnie, że zaczęłam się zastanawiać czy się nie bać.  Lecz o tej porze spotyka się głównie zapatrzonych w spławik. No i koncertujące ptaki. No i niewidoczne zwierzaki obserwujące mnie zza trwa i krzaków.

Wody w łasze opadły zatem tym razem dotarłam do brzegu Wisły, pogapiłam się na płynącą wodę, zatkałam uszy aby nie słuchać wrzasków rybitw i pokijkowałam dalej.. 
W moim ulubionym zakątku już z daleka ujrzałam zgrupowane w kępkach miecze. To znak rozpoznawczy kosaćców (Iris pseudacorus). Ledwo je zauważyłam tydzień temu, a one zdążyły przekwitnąć.  Zółte, trujące. Gdyby tygrysy jadły irysy....

Kędyś w XVI wieku w ówczesnym lesie w Młocinach powstał zwierzyniec królewski. Lecz nie słyszałam o polowaniach na tygrysy. Za to królowie polowali sobie na zwierzynę rodzimą.
Której tu pełno - o czym przekonałam się wieczorem.

Bo wieczorem w towarzystwie przyjaciółki Moni i jej córki Martynki wybrałyśmy się na żabi koncert. 
Szłyśmy i szłyśmy, Martyna jechała i jechała na rowerze, aż dotarłyśmy nad łachę. Najpierw usłyszałyśmy bębny. Afryka dzika czy co? I tak słyszałyśmy je do czasu aż rozbrzmiał żabi koncert i je zagłuszył. Nie wiem ile tam stałyśmy w milczeniu. Zasłuchane i zapatrzone w zielone lustro wody.
Nie wiedziałyśmy co nas jeszcze czeka.
Po drugiej stronie łachy zaczęły się ruszać trawy i wyraźnie było widać że coś tam łazi. Może człek jaki? Jednak wystawałby z nad tych traw. Ponieważ poruszenie nastąpiło w paru miejscach to podejrzenie padło na dziki. Oooo! w pewnej chwili zza traw wyłonił się dzikuś. Popatrzył na nas i jak się nagle  pojawił tak nagle zniknął.

 
Żabi koncert dobiegł końca. Bębny nadal słychać. Czekamy jeszcze z nadzieją na powtórkę . A tu nagle z wody wyłania para oczu i długa ciągnąca się za nimi sylwetka i płynie na nas "Krokodyl" - krzyczę w myślach, "krokodyl" krzyczy Monika w myślach. Jedna brązowowłosa druga kasztanowłosa dla jasności. Kolejna zgodna myśl - to nie możliwe. I niby krokodylek ujrzawszy  zwierza sztuk trzy daje nura. Pewnie boberek bo śladów ich bytności tutaj bez liku. Próbując go wyśledzić omal nie wpadam do wody.
 Idziemy jeszcze kawałek wzdłuż łachy. Kaczątka już nie takie malusieńkie pływają, żeby nie powiedzieć z rodzicielką to z nosicielką, wzdłuż brzegu.
Nastaje chłodek. Promienie zachodzącego  słońca oświetlają runo leśne. Wracamy z dziczy do cywilizowanych domów z magicznymi uśmiechami na pyskach. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz