Uczestnicy: Ania, Marzena, Agnieszka Przemkowa, Mariolka, Zdzisio, Ola ze świtą czyli Jolą, Gosią i Michałem, nowy narybek Ania od Nikona i Agnieszka co wszędzie słyszy ptaki.
Trasa: wzdłuż Wisły ok. 15km z Murzynowa, przez Rokicie na Łysą Górę
Psia informacja: trasa dla psów długonogich, dla krótkonogich do połowy, bo potem jamnik był zmęczony - dużo chaszczy, trawsk i przeszkód.
Jak spędzić 8 marca? No tak żeby potem móc powiedzieć jak Mariolka: "Jestem taka szczęśliwa. Wyhasałam się jak dziecko".
Zaczynamy w Murzynowie (20km od Płocka), gdzie już w XIII w. mieszkał ród Murzynowskich. W XVI w. Stanisław Murzynowski, pisarz reformacyjny, przetłumaczył Nowy Testament z łaciny na język polski. Również zasłynął z dziełka o zasadach ortografii o tytule jakże by inaczej "Ortografia polska". W pewnym momencie swego życia przeszedł na luteranizm czym sobie wrogów narobił.
Alejką wierzbową, częściowo ogłowioną co wydłuża żywot wierzb, podążamy w kierunku Wisły. Wkraczamy do Brudzeńskiego Parku Krajobrazowego.
Kapliczka w Murzynowie z daleka wydała mi się komunistyczna. A ona po prostu się rozlatuje.Był inicjatorem powstania muzeum - Jacek Olędzki - profesor UW, badacz kultury ludowej. Uwiecznił na filmach i fotografiach jej elementy np. religijność naturalną i życie w zgodzie z przyrodą.
Omszały płotek przywiódł wspomnienie wyspy Muhu w Estonii, gdzie całą omszałą wioską przeszliśmy wzdłuż i wszerz, gdzie łatwiej byłoby wymienić co nie było omszałe.
Wiosna jest ptasia, bo rośliny ciągle jesienne.
Ciekawe to Murzynowo. Znajduje się tu Mazowieckie Obserwatorium Geograficzne. Staje się ciekawsze, gdy Marzena zaczyna wspominać swoje czasy studenckie.
Pełno malowniczych pejzaży.
Po drodze zapomniane piwniczki, domostwa.
Skarpy kryją w sobie norki jaskółek brzegówek.
Plaże są tu maciupkie i zaśmiecone. Przeciskamy się przez trzciny.
Docieramy do pierwszej przeszkody.
Prawdziwy mężczyzna z rozwianą grzywą zawsze czeka na nas w tych trudnych do przejścia miejscach. Instruuje, wskazuje, podtrzymuje, podciąga, wciąga, łapie...
Poza tym na dodatek nie ma plecaka - jak kogoś plecak przytłoczy Zdzisio go odtłoczy.
Czas na odpoczynek. Z tej skarpy widok na Wisłę rozlaną przed zaporą we Włocławku.
Uczesani przez gałązki i kolce, które jeszcze później znajduję na poduszce, przedzieramy się przez wierzbowe miotły.
I tu mamy dzięciołka.
Myk myk między brzozami. I właśnie się zgubiłyśmy jak zwykle zresztą.
W morzu nawłoci,
w szumie trzcin.
Ania zaraz odfrunie niczym zwiewna chaszczowa Pani.
Po wyjściu z krzaków na zaorane pole dostrzegamy naszych. Do podeszew przylepia się błotko zatem dochodzi dodatkowe ćwiczenie z obciążeniem łydek.
To sobie nieco butki umoczyłam, bo łączka nieco podmokłą się okazała.
Teren iście pagórkowaty od Murzynowa do Rokicia i dalej.
Cmentarz przykościelny w Rokiciu. Ponoć nazwa miejscowości wywodzi się od wierzby Rokity.
A w tle romański w stylu, z XII w., kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła zwany "kobylim kościołem" bo jak legenda powiada wybudowany ze sprzedaży żyjących tu niegdyś dzikich koni.
Wgłębienia wzbudzające ciekawość i wiele teorii. Jedną z nich jest to, że powstały podczas wzniecania ognia od świdrów ogniowych przed Wielką Sobotą w wiekach XVI-XVIII. Święty ogień...
Oto moje i Agnieszki P. vege-szaszłyki, a w folii łosoś, a w ognisku ziemniaki.
A komandos przyrządził sobie kawę nadwiślańską a aromat roznosił się dookoła. Właśnie aromat kawy lubię bardzo, bo smak bardzo nie.
Z rzadka wychyla łebki wiosna. Podbiałów zaledwie parę na całej trasie.
Na koniec spijane resztki piwa grzanego.
Z powrotem do Rokicia.
Po drodze do wymarłego PGR-u.
Brzydota przemieniona.
Lekki wiatr dodał kreseczki brzozowe obok ciapek.
Po rozmowie z miejscowymi panami na rowerach, którzy coś o źródle bijącym nieopodal wspominają, znowu z górki na dół, nad wodę. No i ciągle jesiennie.
Znowu się gubimy. Tym razem dla tego widoku.
I dla tego też...
Powoli słońce wydłuża nasze cienie.
A my skradamy się przez podwórka domów zamieszkałych z Wisłą prawie za płotem.
Zanim dotrzemy na Łysą Górę zatapiamy się w świetle zachodzącego słońca.
A w domu kładę się na poduchę z gałązkami we włosach, błogo zmęczona, z energią na cały tydzień.
Przydatne linki:
organizator wycieczek nad Wisłę Mazowiecką - fundacja Ja Wisła
Sama radość.Te wycieczki są akurat stworzone dla mnie.Od dziecka kochałem Wisłę i w jej pobliżu czułem się szczęśliwy.Niestety,tam gdzie kiedyś miałem kolana,teraz mam ruinę.
OdpowiedzUsuńJa Wisła organizuje też krótsze wycieczki - np na najbliższą wyprawę można zabrać dzieciaki. Poza tym tempo każdy ma swoje, ja obstawiam ogony bo fotografuję. Raz mógłby pan spróbować :)
OdpowiedzUsuńSuper wycieczka, choć mnie wystarcza jak sobie poczytam i pooglądam;)
OdpowiedzUsuń"Komunistyczna kapliczka" - haha
Wielki mi smak przyszedł na takiego pieczonego ziemniaka!
Te ziemniaczki z racji czasu są wcześniej gotowane w mundurkach, potem zafoliowane i wrzucone w żar. Jabłko tez jest pycha z żaru.
UsuńFantastyczne zdjęcia. Oddają klimat tamtego dnia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Marzena
Piękne zdjęcia.Ogromny sentyment do tych stron wzbudziła Pani tym wpisem. Pochodzę z tych stron. Dokładniej - wychowałam się u moich dziadków w Rokiciu tuż nad Wisłą. Dziadek był rybakiem. W latach 70. i 80. jako dzieciak i nastolatka przemierzyłam wiele razy tereny nad Wisłą od Myśliborzyc/Więcławic (bardziej w stronę Dobrzynia) do Murzynowa do miejsca, gdzie Skrwa wpada do Wisły. W lesie uniejewskim (Uniejewo między Rokiciem i Murzynowem) znałam każdą polanę i niemalże każde drzewo wzdłuż brzegu Wisły. U podnóża Łysej Góry prawie vis a vis Duninowa co niektórzy starsi z mojej rodziny robili sobie ogniska, pikniki (a przynajmniej coś w tym rodzaju :) ) Znając doskonale teren potrafiłam w nocy przejść z Rokicia do Łysej Góry. Łysa Góra 40 lat temu była naprawdę sporą skarpą, niestety wskutek działań prądów rzecznych i erozji brzegu stopniowo staczała się do Wisły. Ostatni raz widziałam skarpę w I połowie lat 90. od strony Wisły (z łódki). Już wówczas był to tylko jej północny niższy fragment. Żałuję, że w owym czasie nie uwieczniłam tego na zdjęciach. Poznałam również osobiście pana opiekującego się małym muzeum w Murzynowie. Kilka razy byłam we wnętrzu chałupy. mam wrażenie, że wraz ze śmiercią opiekuna tego miejsca, umiera pamięć o perełkach nad Wisłą w Murzynowie i okolicach. Muszę tego lata, a może jeszcze wiosną wybrać się z rodziną na podobną wycieczkę. Trafiłam na blog zupełnie przypadkiem szukając info o otworach po świdrach ogniowych (takie są na murze kościoła w Rokiciu) i będę obserwować dalsze wycieczkowanie. Może znów trafię na wpis o zakątkach, które znam, bo również lubię się włóczyć twórczo :) Serdecznie pozdrawiam. Ilona
OdpowiedzUsuń