Zdjęcie noblistki
Ponieważ był to czas, kiedy niebawem miał się u nas zjawić Batman, pobiegłam (używając do tego samochodu) do biblioteki. Zaciekawiło mnie parę faktów z jej życia, to że Doris urodziła się w Persji (obecnie Iran), później jej rodzina przeniosła się i zamieszkała w Rodezji (Zimbabwe), i to jak wreszcie Doris w 1948 roku wyjechała i osiadła w Anglii. Z chęcią, głównie wynikającą z miłości do kotów, i tego, że zapewne właśnie zaraz tę miłość będę dzielić z noblistką, zagłębiam się między poduchami.
A oto jak się zakończyły kombinacje utrwalenia portretu Doris Lessing w obiektywie Jana Deldena oraz książki Doris Lessing "O kotach" wydawnictwa Prószyński.
Początek książki (po tym, co już wiem o pisarce wcale nie dziwi), stanowią wspomnienia młodej Doris z farmy afrykańskiej. Opowiada o dzikiej faunie, nieodłącznym elemencie życia mieszkańców farmy. Pojawiają się koty i te domowe i te dzikie i te w fazie przejściowej z domowego na dzikiego na skutek np. uwiedzenia domowej kici. W moich doświadczeniach nie ma dzikich kotów, grzebię w pamięci i dochodzę do wniosku, że ktoś w takim razie musiał zadbać, aby na krakowskim osiedlu ich nie było. Można nie lubić kotów, właśnie tych dzikich, syczących na ciebie, śmierdzących i kradnących kury z farmy. Między farmerami, a kotami toczy się walka o terytorium. Bezwzględnie kotom dzikim wstęp wzbroniony. Oczywiście farma pełna jest kotów domowych. Te światy się przenikają, splatają niejednokrotnie w wyniku tragicznych decyzji czy zrządzeń losu.
Zagłębiam się w lekturę i dociera do mnie, że coś mi przeszkadza w tej opowieści.
Jeszcze nie wiem co.
Lekkim to życie na farmie nie było. Przeżycia autorki związane z poczuciem odpowiedzialności za koty, ta więź, która jednak nie kończy się z ostatnim zielonym spojrzeniem niebieskoszarej perskiej kotki, wywarły długotrwały wpływ na jej decyzje, odczucia, m.in. o nieposiadaniu kota przez następne 25 lat.
Po latach w Londynie, w mieszkaniu w Earls Court, pojawia się wreszcie miła kotka, jednak autorka nie pozwala sobie na miłość do niej, pisząc, że chroni w ten sposób siebie. Brzemię z przeszłości. Poza tym, denerwuje ją w tej kotce podobieństwo do psa czekającego na powrót właściciela i to nieodstępowanie go na krok. Od razu na myśl przychodzą mi bezsensowne dyskusje nad wyższością psa nad kotem i na odwrót. W historii tej kotki rozbawiła mnie jej konsekwencja w zdobyciu tego czego pragnie - wątróbki na maśle.
Lessing dyskutuje z naturą, wyczuwam jej bunt przeciwko temu, co w naturze doświadczają koty np. niedorosła kotka zachodząca w ciążę i wedle reguły 5-6 kociąt cztery razy w roku. Czy bez zbędnych komentarzy przedstawia kapryśność ludzi. Czarny miejski kocur bezpański. Chwile szczęścia zawdzięczone prostytutce i marny koniec wymierzony przez dozorcę.
Już wiem co mi przeszkadza. Przypomina mi się proza Emila Zoli i jego naturalizm, dokumentowanie rzeczywistości z precyzją, do bólu. Nie czuję radości życia, nie czuję radości z mieszkania pod jednym dachem z kotem, z obserwowania tego co dzieje się obok za oknem. To wszystko co czytam jest opisem, a emocje schowane pod przykrywką. Ta przykrywka jest jednak lekko uchylona.
Ostatnia, czwarta część książki nabiera innego kolorytu. Od rozdziału, gdy autorka przywołuje angielskie przysłowie "Coming events cast their shadows before" (Nadchodzące wydarzenia rzucają wcześniej swój cień) - obym lepszą pamięć miała, bo zachwycam się tym idiomem i chciałabym zapamiętać go na dłużej, przywołać w odpowiedniej chwili - z pojawieniem się pomarańczowego, o żółtoszarym spojrzeniu, kota. Zatrzymuje mnie na dłużej zdanie, że być może, gdy kot ociera ci się o nogi na ulicy, być może zastanawia się nad zamianą gorszego domu na lepszy. Rufus, El Magnifico wkrada się w łaski tej nieobojętnej na koci los, a jednocześnie odpowiedzialnej za podejmowane w związku z nimi decyzje, pisarki.
Trzeba przyznać, że opis kocich zwyczajów w tej kociobiograficznej opowieści jest niezwykle wnikliwy. Zdarza się oczywiście autorce, tak jak i nam zwariowanym właścicielom kotów, przypisać spojrzeniu kota, to co tak naprawdę my w danej chwili czujemy lub myślimy. Błędna interpretacja, niepozbawiona uroku, przy zachowaniu granic.
Czy polecam tą opowieść? Dotarłam do końca, wciągnęła mnie. Jednak jej naturalizm, taka małość radości oraz sposób przekazywania emocji, nie czynią z tej książki mojej ulubionej pozycji.
Chociaż, po przemyśleniu, uznaję jako zaletę pozorny brak emocji, których trzeba się niekiedy domyślać, że w ogóle się pojawiają i jakie są, wypływając spod niedomkniętej przykrywki. To skłania do głębszego wejrzenia, ten sposób ich przekazywania nie narzuca mi cudzych emocji.... a może jednak jej się to udało, wpłynąć na moje emocje i ukierunkować. Skąd się przecież zakradł smutek, którego odganiam.
Jeśli się jest miłośnikiem kotów, na pewno wciągnie. Czy daje to dziełko noblistki pojęcie o jej twórczości? Czytając o jej dorobku natrafiam na słowa, które wyrażają sprzeciw wobec wojen, nierówności, kolonializmowi, a także że filozoficzne, kulturowe czy polityczne idee potrafi pisarka w przekonywujący sposób przekazać poprzez np. science fiction. W opowieści o kotach w jej życiu, ukazała jak te stworzenia zapewne nie były jej nieobojętne i jak obserwowanie ich zajęło jej część życia.
Przydatne linki:
Doris Lessing "O kotach"
Spis książek o zwierzętach - blog KocioKwik
Posty o kotach: