W niedzielę na zewnątrz - 9 stopni, co oznacza powód do uciechy, bo cieplej niż wczoraj (-17). Z początku żałuję, że kociookie okulary przeciwsłoneczne marzną w samochodzie, zamiast na moim nosie. Światło odbija się od śniegu tak, że nie widzę różnic wysokości i raz po raz łapię się na tym, że chciałam stanąć wyżej, a jest niżej. Problem ewentualnego potknięcia rozwiązuje się sam, gdyż jak zwykle zostaję w ogonie i drogę wyznaczają mi różnej wielkości ślady z kajakowymi włącznie, ciekawe czyje to?
Trasa: Góra Kalwaria, Kępa Nadbrzeska, Karczew
Opis: Wyruszamy z Góry Kalwarii. Idziemy już znanymi uliczkami. Cóż z tego, że znanymi, skoro tym razem, puszysty śnieg wybielił pejzaż, a po drodze pojawiają się dotąd nieodkryte szczegóły.
Po potopie szwedzkim, w XVII wieku Góra Kalwaria zostaje odbudowana na wzór Jerozolimy na planie krzyża. Wszystko pasuje: jest góra (Calvaria łac. trupia czaszka = Golgota hebr. - wzniesienie, na którym został ukrzyżowany Jezus) i jest rzeczka o nazwie Cedron (relacja ze spływu Cedron - Czarna). Powstają kaplice, kościoły, klasztory, do których zmierzają pielgrzymi, a także stacje drogi krzyżowej dla pątników. Od XIX wieku osiedla się w Górze Kalwarii ludność pochodzenia żydowskiego, by w połowie wieku stanowić już połowę mieszkańców. Powstaje synagoga, kirkut oraz dwór cadyka Altera.
Dawny dom modlitwy (na poddaszu zachował się unikatowy piec na macę) |
Owa płaskorzeźba dłuta Bronisława Krzysztofa przedstawia Adama i Ewę, biblijną parę stojącą pod jabłonią, w chwili gdy Ewa sięga po jabłko. A jabłoń, jakież to oczywiste, okazuje się być wierzbą płaczącą. Pewnie z tej miłości, a jakże. Wierzba ozdobiła plac we wrześniu 2011 roku jako dar fundacji „Karta z Dziejów”. I co się dalej za tą wierzbą kryje?
Smutne wspomnienie przeszłości miasta, obraz miasta unicestwionnego w czasie zagłady. Bo przed wojną Góra Kalwaria była miastem wielokulturowym, stanowiła ważny ośrodek chasydyzmu. Podczas wojny Niemcy utworzyli getto, które zlikwidowano w 1941, wywożąc Żydów głównie do getta warszawskiego.
Płaskorzeźba przypomina o wspólnym życiu obu narodów w tym mieście, a przedstawienie Adama i Ewy nawiązuje do wspólnych starotestamentowych korzeni chrześcijaństwa i judaizmu.
Mijamy kapliczkę i źrodełko św. Antoniego tym razem pod grubszą pokrywą śnieżną. Przechodzimy mostkiem nad wodą (kanał?) łączącą Wisłę z jeziorem Czerskim, będącym starorzeczem Wisły. Drogą leśną, kierunek piaskarnia. Po drodze bajeczne morza nawłoci pośród padającego śniegu. Nawłoć kanadyjska mimo, że jej nie chcemy jako, że jest gatunkiem inwazyjnym, to ma niezaprzeczalny urok.
Docieramy do piaskarni, znajdującej się w dawnym porcie, eksploatowanej przez spółkę Gabro z Otwocka od 2008 roku. Budowa piaskarni na terenie obszaru chronionego Natura 2000 wzbudziła wiele kontrowersji.
Mostem wzdłuż Alei Wyzwolenia, na przekór tirom, wprawiającym most w drgania.
Teraz nie słyszymy grzechotania śryżu, usłyszymy go w ciszy Rezerwatu Łachy Brzeskie ciągnącego się poprzez Kępy: Gliniecką, Pijarską, Nadbrzeską do Nadbrzeża.
Schodzimy z mostu, aby wałem w kierunku Glinek, dotrzeć na plażę bynajmniej nie w letniej szacie. Geometria sadów, ręka człowieka także w tle. Mnie się podoba.
I oto nasz bohater. Bielik z białym ogonem. Mój obiektyw nie przybliży jego urody, dodatkowo prószący śnieg tworzy szarą barierę. Niemniej jednak migawki poszły w ruch.
Śryżowe wzory, taniec i grzechot.
Ludzie w kapturach.
Nawłocie w czapkach.
Kolczurki klapowane w beretkach.
Wisła w kropkach.
Po posiłku zaprawionym odrobiną rumu, brniemy dalej. Zaczynają mnie boleć nogi. Efekt nowych butów, za grubej skarpety, która usztywniła mi stopę w kopyto. I wcale mi się nie chce śmiać iha ha ha, iha ha ha.
W oddali widzimy, mężczyznę z psem, którzy zapewne mają frajdę z wypłoszenia stada łabędzi. Pewnie właściciel psa nie wie, że łabędzie siedząc bez ruchu na lodzie oszczędzają energię, a umyślne płoszenie i niepokojenie ptaków jest karane.
Taki oto widok wita nas na drodze 734, a może żegna. Za niedługo zapadnie zmrok, a Karczew zdobędziemy w ciemnościach.
Akcja postawienia Rezerwatu Wyspy Świderskie na nogę. Bez flesza chłopaki niczym zjawy.
Pod koniec drogi brzozowy krzyż z napisem: "19.10.1944 roku polegli dwaj żołnierze I Armii WP. Nie opluwajmy munduru żołnierza polskiego, tego z zachodu, i tego ze wschodu. Cześć ich pamięci. Naoczny świadek."
Docieramy do Karczewa. Pokonaliśmy około 17 km, w mrozie, w śniegu. Ja z bolącymi nogami, lecz z nowymi obrazami w głowie. Śpię kołami do góry i budzę się jakby nigdy nic, a za oknem słońce i pół lasu ptaków przy karmniku. Wcześniej oczywiście jeden kot pacnął mnie łapą, a drugi sobie stopy upatrzył na skoki. Dzieci, na całe szczęście już samodzielne, nie przeszkadzają mi w leniwym wstawaniu.
Przydatne linki:
organizator wycieczek nad Wisłę Warszawską - Ja Wisła