Już się uzależniłam od wycieczek z cyklu Chodź nad Wisłę organizowanych przez Przemka Paska. W zeszłą niedzielę znowu łaziliśmy po krzakach, lecz tym razem z większą domieszką piachu.
Trasa: Lewym brzegiem Wisły na południe od Mostu Siekierkowskiego do Kępy Zawadowskiej
Opis: Zaczynamy od zamulonego, dawnego portu Warszawskich Zakładów Eksploatacji Kruszywa.
Port dawnych Warszawskich Zakładów Eksploatacji Kruszywa |
Tym, co mnie oczarowało w pobliżu portu, był imiennik mojego męża, chwilowo bez przymiotnika - Chudy Wojtek I.
Chudy Wojtek I |
W okolicy malownicze doły wodne powstałe po wylaniach Wisły, stały się siedliskiem bociana czarnego.
Przedzierając się przez las wikliny, przeskakując powalone pnie mijamy ślady bobra i przyzwoitych człowieków.
Kolczurka klapowana straciła już swoją drapieżność z czasu jesiennej dżungli nadwiślańskiej, kiedy zbierałam kamyczki jej nasion, niemniej jednak fantazji nie straciła.
Dołkami i grzbietami posuwamy się dalej wzdłuż Wisły.
A to jeden z moich ulubionych pejzaży nadwiślańskich, podkreślam w Warszawie, jakby ktoś wątpił.
Ostrogą regulacyjną zmierzamy do miejsca odpoczynku tymczasowego.
Kijaszków wikliny pod dostatkiem, zatem szybko szpikulce zastrugane i kiełbachy nadziane. Koniec grudnia, pogoda jesienna, a my na plaży na której w lecie roi się od plażowiczów.
I powoli dopada nas zmierzch, a czołówka została w domu.
Docieramy do Rezerwatu Wyspy Zawadowskie, skąd po omacku docieramy do pętli autobusowej w Zawadach.
Dzika Warszawa obezwładnia, przyciąga. Czekam na kolejne doznania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz