środa, 15 stycznia 2014

Dzień nad Wisłą z Krainy Deszczowców

Rezerwat przyrody Łachy Brzeskie, 12.01.2014

Poniedziałek za oknem był słoneczny i to bez wmawiania innym, że tak właśnie jest, jak to miało miejsce w niedzielę, kiedy to jeden z zapaleńców włóczykijów, widział słońce i nie dostrzegał deszczu do samego końca wyprawy ;) I ja tak od poniedziałku piszę i doczekałam się śniegu za oknem.



Dla mnie, niedzielna aura była zachwycająca. Wiejący wiatr znosił krople deszczu ze śniegiem pod kątem 45 stopni. Nasze płaszcze przeciwdeszczowe wyglądały niczym żagle statków, które nie wiedzieć czemu zamiast po szaro-buro-niebieskawej wiślanej toni poruszały się po tej obok zielonej. Szum drzew przyprawiał o dreszcze. Aż dziw, że mnie jakaś oderwana gałązka nie zdzieliła przez łeb, chociażby, aby tradycji stało się zadość. Dlaczego?  Ponieważ, gdy zamieszkiwałam Wrząsowice pod Krakowem, to ilekroć zrywał się pierwszy podmuch wiatru przeradzającego się następnie w wichurę, to ja, jak w przyspieszonym filmie uciekałam z ogrodu, bo gałęzie i liście z sadu zaczynały swój taniec, kończąc niestety niczym kije samobije i zwykle mi się obrywało. Nie zapominając o moim wówczas przerażeniu, do dziś z moją starszą córką zrywamy boki z tych moich prób przyniesienia paru jabłek przed wichurą.

Ale do rzeczy....

Trasa: Gassy, Wólka Dworska, Rezerwat przyrody Łachy Brzeskie, Góra Kalwaria. Około 13,5 km.

Opis

Wyruszamy z Gass wzdłuż wału niczym szpiedzy z Krainy Deszczowców. Po drodze nie spotykamy nikogo i niczego.
Znak zakazu kąpieli w taki dzień rozbawia i tak nikt nie miał by ochoty go łamać.
Ostrogi wrzynające się w rzekę urozmaicają krajobraz. Tu niczym miecz.
Tu opaska jak położony żagiel. Krople deszczu rozmazują obraz.
Nikt z deszczowców nie zawraca, mimo prób wiatru, zwiania nas z wału.
Lecz któż mógłby darować sobie te widoki?
Ścieżki to błotne zjeżdżalnie, nogi rozjeżdżają się w różne strony.
Od tego momentu można obserwować wzmocnienia brzegu z naturalnych materiałów.
Każdego roku krajobraz Wisły się zmienia. Znikają i pojawiają się piaszczyste wyspy.
Na zmianę to pastelowe, rozmyte pejzaże....
...to buro brunatne gęstwiny lasów
I tak deszczowcy zasuwają przez błotne ścieżki i straszne lasy. Mnie już burczy w brzuchu. W tej dżungli banan okazał się przekąską na krótko.
  A jak się skończył las to przestrzeń ponownie otworzyła się na Wisłę.
Przystanek w Wólce Dworskiej 17 w tzw. Rycynusie. Zmoknięci, jeszcze nie czujemy zimna. Gawędząc dowiadujemy się o szczegółach przyznania Przemkowi Stołka roku 2008, nagrody dla najznakomitszych społeczników.  Rozgrzewa nas piwo grzane, kiełbasa zaspakaja głód. Na koniec kupujemy u gospodarza swojski boczek, szynkę.
Kierunek Góra Kalwaria. Zmoknięty aparat szaleje, obiektyw płacze, AF nie działa. 
 Chyba weszliśmy do jakiejś bajki.
Most kolejowy w Górze Kalwarii.
 Malownicza droga wiedzie nas do stawu i mokradeł.
 Szmaragdowe jeziorko, nie pierwsze zresztą na tej trasie.
Ulicą, jakżeby inną niż Wiślaną, dochodzimy do miasta.  
Zatrzymujemy się przy domu Alterów i synagodze.
 Inne malownicze elementy Góry Kalwarii.
 Synagoga.

Kolejny piękny dzień za nami.

1 komentarz:

  1. No nie wiem, czy taki piękny;) Mnie byś tam w taką pogodę końmi nie wyciągnęła;P
    Zdjęcia super oddają klimat, a pierwsze wygląda jakby jakieś rozmazane, mgliste krople na obiektywie były:)

    OdpowiedzUsuń